środa, 29 sierpnia 2012

26. Dzielnice

Znowu znalazłem się w tym domu strachu. Boże, coś strasznego. Nigdy bym nie podejrzewał, że Aida jeszcze kiedyś pozwoli mi tu przyjść. W ogóle czym on się kierował, pozwalając Ito mnie zabrać. Ja naprawdę mnie miałem pojęcia, co takiego siedzi w głowie temu kolesiowi. Miałem dość jego ciągłych huśtawek nastrojów, ale w jakiś dziwny sposób przyciągał mnie do siebie i to właśnie było najgorsze.
- Isao...
- Hm?
- Chciałbym się czegoś dowiedzieć...
- Hm? - no tak jak zwykle rozgadany.
- Po co było to wasze spotkanie? Bo chyba nie dla przyjemności – a jeśli jednak dla przyjemności, to się zdziwię. Chociaż, jakby to przemyśleć, to dzielnicowi jakoś inaczej odczuwają przyjemność, niż inni ludzi.
- W sprawie rebeliantów – o, to już coś ciekawego. Jeśli mam się czegoś dowiedzieć, to tylko od Ito. Aida by mi nigdy nie powiedział, o co chodziło.
- Rebeliantów? To znaczy... - mam nadzieję, że za bardzo nie naciskam. Jakoś nieszczególnie zależy mi na tym, by i jego zdenerwować. Ito doprowadzony do szału, to mogłoby być ciekawe. Jednak ja nie chciałabym być tą osobą, która by tego dokonała.
- Wiemy jak się ich pozbyć. Jiro przekazywał nam wszystkie wiadomości – coś tu jest pogmatwane.
- Ale przecież on jest dzielnicowym! To jak? W jaki sposób?
- Ehhh, Jun męczysz mnie.
- Tak wiem. Zdaję sobie sprawę z tego, że dla ciebie wypowiedzenie więcej niż jednego zdania, to już potworna mordęga, jednak mógłbyś się czasami wysilić! - chyba powinienem był się powstrzymać. Nie wiem dlaczego wszelkie istniejące we mnie hamulce nagle puściły. Jedno było pewnie. W nim też. Wzrok, który wbił się we mnie był okropnie przerażający. Żadne słowa nie byłby w stanie opisać, tego co poczułem. W jednej chwili poczułem się, jakby ktoś mnie opluł, przewrócił, wytarzał w kałuży i na dodatek przepędził przeze mnie stado słoni. Prościej mówiąc, poczułem się skończony.
- Ty...
- Przepraszam! - padłem na kolana i głową dotknąłem podłogi. Teraz to słowo mógłbym powtórzyć milion razy, gdyby to coś pomogło. Jednak wiedziałem, że nic z tego...
- Denerwujesz mnie i jeszcze masz czelność mi przerywać – słyszałem, jak powoli do mnie podszedł. Złapał za bluzę i lekko pociągnął, dając mi tym samym do zrozumienia, że mam się podnieść. Zrobiłem, tak jak chciał. Naprawdę teraz wolałbym, żeby stał przed mną Seiji. Dlaczego? Ano dlatego, że po zdenerwowanym Isao nie wiedziałem czego się spodziewać. Gdyby nie moja niewyparzona gęba, nigdy by do tego nie doszło.
- Przepraszam – wymamrotałem jeszcze raz.
- Dobrze – i to wszystko? Coś mi się nie chce wierzyć.
Ito zaprowadził mnie do jednego ze swoich pokoi. Na to byłem przygotowany. Logiczne było, że do kuchni mnie nie zaprowadzi. Chociaż różne odchylenia mają ludzie... Wracając do mojego rozgadanego kolegi. Rozsiadł się wygodnie na łóżku i popatrzył na mnie. O bogowie! Nie to, że nie wiedziałem, że będę musiał to zrobić, nawet się nie bałem. Jedynie problem w tym tym, że nie chciałem. Ja chyba za bardzo przywiązałem się do Seiji'ego. Rzeczywiście byłem masochistą. Jednak jakoś niespecjalnie przeszkadzało mi to, że ktoś trzymał mnie twardą ręką. Chodzi o to, że w dzieciństwie nikt tego nie robił. I jakoś tak się do niego przywiązałem. Oczywiście nie postrzegałem go, jako mojego ojca! To już by było nieco chore...
Popatrzyłem błagalnym wzrokiem na dzielnicowego.
- Ja nie mogę.
- Dlaczego? - a już myślałem, że nie spyta. Ten koleś podejmuje wątek tylko wtedy, gdy jemu to odpowiada.
- Po prostu – jakoś tak głupio było powiedzieć, że to przez Seiji'ego. Może tyle mu wystarczy, chociaż wątpię.
- Aida?
- Słucham?
- Czy powodem jest Aida? - brawo, niczego nie potrafię ukryć. Zrobiłem się cały czerwony i tylko lekko kiwnąłem głową na zgodę.
- Więc przegrałem. Miki odprowadzi cię do domu – przegrał? Niby mnie? A nie miałem tu przypadkiem być tydzień? O co w tym wszystkim chodzi? Oni pewnie znowu coś sobie ukartowali za moimi plecami! Jak zwykle, ja przecież nie muszę o wszystkim wiedzieć. Standardowe zachowanie dzielnicowych. Oni się chyba nigdy nie zmienią, powinienem już do tego przywyknąć.
- Ale jak to? Ja nic z tego nie rozumiem – bo nie rozumiałem!
- Seiji ci wszystko wyjaśni. Możesz już iść – iść gdzie, przepraszam bardzo! Ja się zgubię w tym wielkim domu! Będę błądził po tym piekle, aż jakieś krwiożercze bestie mnie nie pożrą. Ale co zrobić? Odwróciłem się i pociągnąłem za klamkę. Oh, moim oczom ukazał się jakże przystojny pan Miki.
- Daj mi rękę – powiedział niezwykle łagodnie. Byłem nim zbyt oczarowany, by odmówić. Nikt przy zdrowych zmysłach nie odmówiłby takiemu przystojniakowi. Zabrał mnie od Isao i wyprowadził na dwór.
- Mam małe pytanie – nie wyglądał na takiego, co za zadane pytanie ma zamiar zabić.
- Hm, co takiego? - uśmiechnął się do mnie lekko. Błagam zostań moim bratem!
- O co tutaj w ogóle chodzi? Bo chyba się zgubiłem...
- O nic nadzwyczajnego. Takie zagrywki między Aidą a Ito. Nie powinieneś się tym zbytnio przejmować.
- Ale ja chcę wiedzieć. Bo jakby na to nie spojrzeć, to ja zostałem wplątany w te ich zagrywki – naburmuszyłem się lekko. No bo, jak mógł powiedzieć, że nie powinienem się tym przejmować. Bez przesady...
- Nie wiem czy mogę ci powiedzieć. Jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć, to po prostu spytaj Siji'ego – więcej już nie rozmawialiśmy. Szliśmy, tak szliśmy, w milczeniu. Jego dłoń była niezwykle delikatna. W ogóle biła od niego niezwykle spokojna aura. Czułem się przy nim niesamowicie spokojnie. W końcu doszliśmy do miejsca, gdzie czekał na mnie Aida. Widziałem, jak uśmiecha się do mnie tryumfalnie. Mam nadzieję, że chociaż on nie będzie owijać w bawełnę.
- Dzięki Minoru. Teraz ja się nim zajmę - „mój brat” uśmiechnął się do niego, chociaż nie wiem jak można się do niego uśmiechać, i poszedł sobie. Ja za to popatrzyłem pytająco na dzielnicowego.
- Co chcesz wiedzieć?
- Skąd wiesz, że coś chcę?
- Jakbym cię nie znał. Więc pytaj, póki mam ochotę odpowiadać – no tak, to on rozdaje karty. Prawie o tym zapomniałem. Jakby czasami był milszy, to by nie umarł.
- Chcę wiedzieć wszystko. O co chodziło Ito i co z rebeliantami. Wszystko, chcę żebyś wszystko mi wytłumaczył! - miałem już dość tej niepewności.
- A więc o rebeliantach też wspomniał. A myślałem, że mało mówi...Może zacznę od tego, że miałeś wybrać mnie albo jego. Pozwoliłem mu cię zabrać tylko po to, by się w końcu dowiedzieć, co ci siedzi w głowie. I jak widać wygrałem. Nie mogłeś z nim nic zrobić przeze mnie, prawda? - nie musiał się do mnie tak bezczelnie uśmiechnąć. Widziałem, że się cieszył. Bo jakby na to nie spojrzeć nie należał do osób, które w spokoju przyjmowały do wiadomości porażkę.
- Chodziło tylko o to?
- A powiedziałbyś mi, którego wolisz, gdybym spytał wprost?
- Nigdy w życiu! - to dalej było dla mnie zbyt krępujące.
- No widzisz – pogłaskał mnie po głowie. Popsuł mi całą fryzurę, chociaż w gruncie rzeczy i tak wyglądałem jak rozczochraniec.
- A co z rebeliantami? - spytałem już mniej pewnie. Bo skąd miałem wiedzieć, czy mój limit zadawania pytań się już przypadkiem nie wyczerpał?
- Już nie będą nam przeszkadzać, nigdy więcej – wyszeptał mi do ucha. Po moim ciele spłynął przyjemny dreszcz. W zasadzie jakoś niespecjalnie interesowały mnie ich losy. Do nikogo się nie przywiązałem. Nie pytałem już o nic więcej, nie było sensu. Aida przyciągnął mnie do siebie i pocałował niezwykle delikatnie. Jak chciał, to potrafił. Nie protestowałem, jak dla mnie ta chwila mogłaby trwać wiecznie. W końcu zdałem sobie sprawę z tego, do kogo należałem. Chociaż trwało to niesamowicie długo.
KONIEC