środa, 29 sierpnia 2012

19. Dzielnice

Musiałem się jakoś wybronić z tej sytuacji, więc chwyciłem pierwsze, co miałem pod ręką. Przeważnie chwyta się za to, co się nawinie. Ale mniejsza z tym. Nie moje wina, że to co znalazło się w moich magicznych łapkach, było czymś, co służyło do sprzątania. Prościej mówiąc, szmata do podłogi. Zapomniałem dodać, że wcześniej jakoś wyswobodziłem ręce, to chyba logiczne. Zamachnąłem się i oczywiście trafiłem w twarz, tam w sumie celowałem. W ułamku sekundy wybiegłem na korytarz i uciekałem. Nie minęło dużo czasu, gdy usłyszałem za sobą głośny ryk, nie mam pojęcia, jak to można inaczej nazwać. Mimowolnie przyspieszyłem jeszcze bardziej. Wiedziałem, że w końcu mnie dorwie, ale nie dzisiaj. Może jutro mi się mniej oberwie, przynajmniej mam taką nadzieję. Na moje szczęście zauważyłem Iseia! Tego cholernego zwyrodnialca, który się mnie wyrzekł. Gdyby nie on, nie byłbym teraz w tak paskudnej sytuacji! Na szczęście był sam. Podbiegłem do niego i ze łzami w oczach zacząłem coś tam paplać. Nie miało to w ogóle żadnego składu, jakieś pojedyncze wyrazy, które nijak nie formowały się w zdania. Chyba mnie zrozumiał, bo złapał mnie za rękę, otworzył pierwsze drzwi z brzegu i tam wepchnął. Jakiś czas nic nie mówiliśmy, ja zresztą nie mogłem taki byłem zasapany i przerażony. Dopiero jak głos Jiro już zaniknął Isei się do mnie odezwał.
- Więc? - co więc? Raczej nic.
- Co? - jakoś nie byłem w stanie myśleć, po chwili do mnie dotarło, że chyba pyta o obecną sytuację.
- Co zrobiłeś Jiro?
- Co ja mu zrobiłem?! On mnie chciał brutalnie wykorzystać, więc się broniłem! Ot, co mu zrobiłem.
- Nie wrzeszcz tak, jeszcze może cię usłyszeć. - i na tym skończyła się nasza rozmowa. W tej strasznej ciszy dotarło do mnie, że stoję bardzo, ale to bardzo blisko Iseia. Chciałem odskoczyć do tyłu, ale nie mogłem. Przyczyna? Za mało miejsca. Wcale nie był to schowek czy coś takiego. Było tam pusto, naprawdę. Małe, ciasne, puste i jasne pomieszczenie. Na moje nieszczęście jasne.
- Gdzie my właściwie jesteśmy? - spytałem cicho gapiąc się na podłogę. Nie chciałem, by zauważył, że właśnie się czerwienię!
- Nie mam pojęcia. - jak zwykle krótko i na temat.
- Aha – też chciałem być fajny i odpowiedzieć krótko i na temat. Chyba mi nie wyszło. Isei zaczął się ruszać i po chwili zorientowałem się, że kucnął. Ten drań zrobił to specjalnie! Zaczął się we mnie wpatrywać, z tym swoim znudzeniem. Jego oczy nic mi nie mówiły, bladego pojęcia nie miałem, co on chce zrobić.
- Pocałować cię? - prawie pisnąłem, jak to usłyszałem. Czemu on tak nagle? O co mu chodzi? Prawie wpadłem w panikę.
- Co, co takiego?
- Pytam, czy cię pocałować. Widzę przecież, że cały się czerwienisz. Wolę nie wiedzieć, co zacząłeś sobie wyobrażać – czy on mnie ma za jakiegoś zboczeńca?! Co ja sobie wyobrażam? Co on sobie wyobraża, mówiąc do mnie takie rzeczy! Normalnie w głowie się nie mieści! Niestety po jego słowach zrobiłem się bardziej czerwony. Isei już nawet nie czekał na odpowiedź. Cichutko westchnął i mnie pocałował. Jego pocałunek różnił się od tych wszystkich wcześniejszych. Był taki delikatny, że nie wiedząc kiedy, sam zacząłem go odwzajemniać. Oczywiście dało się wyczuć w tym, co robił nutkę niechęci, ale i tak było przyjemnie. Myślałem, że będzie to rwało tylko krótką chwilkę, on jednak delikatnie trącał swoim językiem mój. Przyciągnął mnie do siebie i ręką zaczął delikatnie gładzić po plecach, nie przerwał jednak pocałunku. Było mi tak dobrze, że jeszcze chwila i bym się podniecił. Naprawdę. Jednak bardzo dobrze wyczuł moment i po prostu mnie od siebie odepchnął.
- Nie przyzwyczajaj się. To był pierwszy i ostatni raz. - coś ukuło mnie w sercu, gdy wypowiedział te słowa, ale jakoś niespecjalnie zwróciłem na to uwagę. Pomachałem tylko potulnie głową, na znak, że zrozumiałem i to wszystko. Nic ciekawego się już nie działo. Mój opiekun odprowadził mnie do pokoju i tam zostawił. Przed wyjście powiedział jednak, że jutro po mnie przyjdzie żebym się jeszcze sam nie szwendał. Jakby na to nie spojrzeć miał rację, więc tak zrobiłem. Następnego dnia wstałem, umyłem się, ubrałem i posłusznie wyczekiwałem mojego opiekuna. Dawno już nie byłem taki potulny. Kiedy wszedł tylko na mnie spojrzał. Wiedziałem, że mam iść za nim. Po to, żeby tu posiedzieć raczej by nie przychodził. Zaprowadził mnie na stołówkę. Gdy tylko przekroczyłem próg zrobiła się cisza, a moje oczęta ujrzały Jiro. Ostro wkurwionego Jiro. Miałem w planach strategiczny odwrót, ale niestety, nie powiodło się. Pech to pech.
- Dawnośmy się nie widzieli, co? - do końca życia nie zapomnę jego głosu. Moje ciało znów przeszył paskudny dreszcz. Wiedziałem, że ma w planach wytargać mnie stąd za szmaty, ale na jego drodze stanął Isei. Dacie wiarę?!
- Nie masz prawa go tknąć przy jego opiekunie. Tak się składa, że to ja nim jestem. Czyżbyś zapomniał o tym prawie Jiro-chan? - ja go nie poznaję. Nie tylko mi, ale wszystkim na sali opadły szczęki.

1 komentarz:

  1. Yey! Uratowany :3
    No chociaż raz miał szczęście!
    Jesteś wielki Ise!

    OdpowiedzUsuń