Musiałem się jakoś wybronić z tej sytuacji,
więc chwyciłem pierwsze, co miałem pod ręką. Przeważnie chwyta się za
to, co się nawinie. Ale mniejsza z tym. Nie moje wina, że to co znalazło
się w moich magicznych łapkach, było czymś, co służyło do sprzątania.
Prościej mówiąc, szmata do podłogi. Zapomniałem dodać, że wcześniej
jakoś wyswobodziłem ręce, to chyba logiczne. Zamachnąłem się i
oczywiście trafiłem w twarz, tam w sumie celowałem. W ułamku sekundy
wybiegłem na korytarz i uciekałem. Nie minęło dużo czasu, gdy usłyszałem
za sobą głośny ryk, nie mam pojęcia, jak to można inaczej nazwać.
Mimowolnie przyspieszyłem jeszcze bardziej. Wiedziałem, że w końcu mnie
dorwie, ale nie dzisiaj. Może jutro mi się mniej oberwie, przynajmniej
mam taką nadzieję. Na moje szczęście zauważyłem Iseia! Tego cholernego
zwyrodnialca, który się mnie wyrzekł. Gdyby nie on, nie byłbym teraz w
tak paskudnej sytuacji! Na szczęście był sam. Podbiegłem do niego i ze
łzami w oczach zacząłem coś tam paplać. Nie miało to w ogóle żadnego
składu, jakieś pojedyncze wyrazy, które nijak nie formowały się w
zdania. Chyba mnie zrozumiał, bo złapał mnie za rękę, otworzył pierwsze
drzwi z brzegu i tam wepchnął. Jakiś czas nic nie mówiliśmy, ja zresztą
nie mogłem taki byłem zasapany i przerażony. Dopiero jak głos Jiro już
zaniknął Isei się do mnie odezwał.
- Więc? - co więc? Raczej nic.
- Co? - jakoś nie byłem w stanie myśleć, po chwili do mnie dotarło, że chyba pyta o obecną sytuację.
- Co zrobiłeś Jiro?
- Co ja mu zrobiłem?! On mnie chciał brutalnie wykorzystać, więc się broniłem! Ot, co mu zrobiłem.
-
Nie wrzeszcz tak, jeszcze może cię usłyszeć. - i na tym skończyła się
nasza rozmowa. W tej strasznej ciszy dotarło do mnie, że stoję bardzo,
ale to bardzo blisko Iseia. Chciałem odskoczyć do tyłu, ale nie mogłem.
Przyczyna? Za mało miejsca. Wcale nie był to schowek czy coś takiego.
Było tam pusto, naprawdę. Małe, ciasne, puste i jasne pomieszczenie. Na
moje nieszczęście jasne.
- Gdzie my właściwie jesteśmy? - spytałem cicho gapiąc się na podłogę. Nie chciałem, by zauważył, że właśnie się czerwienię!
- Nie mam pojęcia. - jak zwykle krótko i na temat.
-
Aha – też chciałem być fajny i odpowiedzieć krótko i na temat. Chyba mi
nie wyszło. Isei zaczął się ruszać i po chwili zorientowałem się, że
kucnął. Ten drań zrobił to specjalnie! Zaczął się we mnie wpatrywać, z
tym swoim znudzeniem. Jego oczy nic mi nie mówiły, bladego pojęcia nie
miałem, co on chce zrobić.
- Pocałować cię? - prawie pisnąłem, jak to usłyszałem. Czemu on tak nagle? O co mu chodzi? Prawie wpadłem w panikę.
- Co, co takiego?
-
Pytam, czy cię pocałować. Widzę przecież, że cały się czerwienisz. Wolę
nie wiedzieć, co zacząłeś sobie wyobrażać – czy on mnie ma za jakiegoś
zboczeńca?! Co ja sobie wyobrażam? Co on sobie wyobraża, mówiąc do mnie
takie rzeczy! Normalnie w głowie się nie mieści! Niestety po jego
słowach zrobiłem się bardziej czerwony. Isei już nawet nie czekał na
odpowiedź. Cichutko westchnął i mnie pocałował. Jego pocałunek różnił
się od tych wszystkich wcześniejszych. Był taki delikatny, że nie
wiedząc kiedy, sam zacząłem go odwzajemniać. Oczywiście dało się wyczuć w
tym, co robił nutkę niechęci, ale i tak było przyjemnie. Myślałem, że
będzie to rwało tylko krótką chwilkę, on jednak delikatnie trącał swoim
językiem mój. Przyciągnął mnie do siebie i ręką zaczął delikatnie
gładzić po plecach, nie przerwał jednak pocałunku. Było mi tak dobrze,
że jeszcze chwila i bym się podniecił. Naprawdę. Jednak bardzo dobrze
wyczuł moment i po prostu mnie od siebie odepchnął.
-
Nie przyzwyczajaj się. To był pierwszy i ostatni raz. - coś ukuło mnie w
sercu, gdy wypowiedział te słowa, ale jakoś niespecjalnie zwróciłem na
to uwagę. Pomachałem tylko potulnie głową, na znak, że zrozumiałem i to
wszystko. Nic ciekawego się już nie działo. Mój opiekun odprowadził mnie
do pokoju i tam zostawił. Przed wyjście powiedział jednak, że jutro po
mnie przyjdzie żebym się jeszcze sam nie szwendał. Jakby na to nie
spojrzeć miał rację, więc tak zrobiłem. Następnego dnia wstałem, umyłem
się, ubrałem i posłusznie wyczekiwałem mojego opiekuna. Dawno już nie
byłem taki potulny. Kiedy wszedł tylko na mnie spojrzał. Wiedziałem, że
mam iść za nim. Po to, żeby tu posiedzieć raczej by nie przychodził.
Zaprowadził mnie na stołówkę. Gdy tylko przekroczyłem próg zrobiła się
cisza, a moje oczęta ujrzały Jiro. Ostro wkurwionego Jiro. Miałem w
planach strategiczny odwrót, ale niestety, nie powiodło się. Pech to
pech.
- Dawnośmy się nie widzieli, co?
- do końca życia nie zapomnę jego głosu. Moje ciało znów przeszył
paskudny dreszcz. Wiedziałem, że ma w planach wytargać mnie stąd za
szmaty, ale na jego drodze stanął Isei. Dacie wiarę?!
-
Nie masz prawa go tknąć przy jego opiekunie. Tak się składa, że to ja
nim jestem. Czyżbyś zapomniał o tym prawie Jiro-chan? - ja go nie
poznaję. Nie tylko mi, ale wszystkim na sali opadły szczęki.
Yey! Uratowany :3
OdpowiedzUsuńNo chociaż raz miał szczęście!
Jesteś wielki Ise!