środa, 29 sierpnia 2012

21. Dzielnice

Takim oto sposobem nastąpił powrót Wielkiego Juna! Kłaniać się narody! Tak właśnie objawia się moje szczęście, jakby ktoś jeszcze nie wiedział. Zdaję sobie sprawę, że istnieją takie osoby. Poszedłem za tym małym gnojkiem, słowa w stylu „nie lubię go” sobie podaruję. Przecież wiadomo, że go nie lubię. Właściwie to już zaczynam się trochę w tym gubić, ale ja większości osób nie lubię, więc nie ma co roztrząsać. Przy stoliku siedziały 01 i 02, oraz opiekun Koki'ego. Na resztę nie zwróciłem uwagi, bo ich nie znałem. Nawet nie chciałem poznać i tak nie zapamiętałbym ich imion. Usiadłem obok jednej z bliźniaczek. Nie minęło dużo czasu a już przysiadł się do mnie jakiś typek. Pierwszych lotów to on nie był.
- Pociągają mnie twoje duże, smutne oczy – znowu będę musiał prowadzić długą i smętną rozmową. Jak dla mnie to już była za długa.
- Czy ja wiem, nigdy mi się nie żaliły, więc trudno mi powiedzieć czy są smutne – może się odczepi, jak zauważy, że nie chcę z nim rozmawiać?
- Widzę, że jesteś dziki – o rany! Z kim ja rozmawiam?! Ze swoim odbiciem prowadziłem lepszą konwersację niż z nim.
- Cieszę się, że moja dzikość tak się ze mnie wylewa, że aż ją widać – wracając do bliźniaczek, nawet nie zwróciły na mnie uwagi. Tym lepiej. Najpierw muszę rozprawić się z tym gościem.
- Udajemy niedostępnego? - to chyba miało być zalotne pytanie, czy coś w ten deseń, ale nie wyszło.
- Oczywiście, że nie udajemy. Nie mamy po co. Musielibyśmy najpierw mieć przed kim udawać – tak, teraz powinno zadziałać.
- Głupi gnojek – warkną i poszedł. Niestety Panie jakiś tam, nici z darmowego seksu. Wstałem i podszedłem do bardu. Bez problemów dostałem drinka. Nie wracałem już do stolika. Zostałem przy barze. Nie liczyłem na żaden podryw, po prostu jakoś lepiej się tu czułem i byłem cały czas przy źródełku. Mam nadzieję, że takie wielkie osobistości jak Jiro nie bawią się ze zwykłym pospólstwem. Popatrzyłem na bawiących się ludzi. Może bym nawet do nich dołączył, gdyby nie moja marudna natura. Jak coś się dzieje to źle, jak nic się nie dzieje jeszcze gorzej i tak cały czas. No jak ja mam być normalny? Ciekawy jestem co tam u dzielnicowych. Ale to bardzo płytka ciekawość, więc nie będę się dopytywał. Wypiłem pierwszego, drugiego później trzeciego i czwartego drinka. Zaczynało mi się robić całkiem kolorowo. Jednak cały czas ostro siedziałem na krześle, żeby nie przysporzyć sobie kłopotów. Chociaż wiedziałem, że i tak do mnie przyjdą, ale wolałem się nie narzucać. Kiedy poczułem dłonie na moich plechach to aż podskoczyłem. I co zobaczyłem?! Kogo raczej. Znowu Koki. On mnie wykończy nerwowo!
- Ej! Czemu uciekłeś?
- Nie u..uciekłem – uf udało mi się coś powiedzieć. Może nawet nie zauważył, że coś wypiłem.
- Tak? Chyba powinieneś się przewietrzyć – i całą moją grę aktorską szlak trafił. Prościej mówiąc, zauważył. Wyszliśmy na powietrze. Dosyć dawno mnie tu nie było. Rozejrzałem się dookoła, coś mi zaczynało świtać. Lekko zakręciło mi się w głowie. Oparłem się na chwilę o ścianę. Kiedy chciałem powiedzieć coś do Koki'ego dotarło do mnie, że już go nie ma. W zasadzie, to nie dotarło. Musiała minąć jakaś dłuższa chwila, żebym wpadł w panikę. No i wpadłem! Ten gnojek mnie zostawił! A ja nie miałem bladego pojęcia, jak mam wrócić! Ale nie to w tym wszystkim było najgorsze. Zrozumiałem gdzie się znajduję. I uwierzcie nie był to Disneyland. No, gdzie JA mogłem się znaleźć? Jakieś błyskotliwe odpowiedzi? Brawo, dzielnica Aidy. Przecież jak on mnie znajdzie, to mnie zabije i tyle będzie tej historii. Zsunąłem się po ścianie i przykucnąłem. Schowałem głowę w kolanach i modliłem się o to, by jak najszybciej to się skończyło. Jednak biorąc pod uwagę to, że Bóg mnie nie kocha, to się dopiero wszystko zacznie. Pociągnąłem nosem kilka razy, taka tradycja, muszę sobie popłakać w trudnych chwilach.
- Chusteczkę? - jaki miły człowiek.
- Pewnie, dzięki – hm? Popatrzyłem do góry. Ktoś nade mną stał! Ktoś kogo w ogóle nie znałem.
- Chłopiec? - czemu on spytał? Nie wyglądam jak chłopiec? Poczułem się obrażony.
- Kim jesteś ? - jakoś dużo pytań w tej rozmowie.
- Chłopiec – no tym razem stwierdził, ale i tak czułem się urażony.
- Kim jesteś? - ponowiłem pytanie. Czułbym się bardziej komfortowo gdyby mi powiedział.
- Skąd ja cię znam? - kucnął naprzeciwko mnie i przechylił głowę. Przymrużył lekko oczy i wpatrywał się we mnie. Sekundę, pięć sekund, minutę, dwie, nie wytrzymałem.
- Przestań się na mnie gapić! Kim jesteś?! - nie zareagował! Maiłem dość wstałem i chciałem sobie pójść jak najdalej od tego świra. Tylko wystąpił mały problem, on złapał mnie za koniec bluzki.
- Już wiem. Jun – uśmiechnął się chytrze, jednak jego oczy wpatrywały się w asfalt. Skłamałbym gdybym powiedział, że ta sytuacja mnie nie rusza. Byłem przerażony.
- Skąd wiesz?
- Aida proponuje dużą nagrodę za żywego, trochę mniejszą za martwego – o kurwa. Jedyne słowa, które opisały to, co w tym momencie poczułem.
- Co zrobisz? - chciałem wiedzieć, czy już mam robić rachunek sumienia, czy może jeszcze trochę poczekać. Jakieś pięć minut. Bo prawdopodobnie za tyle spotkam się z Seiji'm.
- Rozwaaażam. Martwy czy żywy? Mniej czy więcej? Hmmm – zaczął mamrotać pod nosem. Nie chciałem mu przeszkadzać, ale męczyła mnie już ta sytuacja. Ten facet był dziwny! Strasznie!
- Ano...
- Więcej, żywy. Idziemy – przerzucił mnie przez ramię i poszedł prosto. Właściwie, to nie dowiedziałem się od niego nic ciekawego. W ogóle zachowywał się tak, jakbym nic do niego nie mówił. Nie macie pojęcia jak się zacząłem bać, gdy usłyszałem jak otwiera drzwi i wchodzi po schodach. Serce miałem już w gardle. Wolałbym żeby mnie zabił. Przynajmniej oszczędziłby mi tych cierpień, które mnie czekają.
- Aida-sama. Znalazłem – wyczułem w jego głosie, że był z siebie cholernie dumny. Zrzucił mnie na podłogę. Upadkiem nawet się nie przejąłem. Nie miałem odwagi odwrócić głowy w drugą stronę. Zobaczyłem jak Seiji mnie mija i podchodzi do tego chłopaka. Pogłaskał go po głowie i lekko się uśmiechnął, po czym powiedział:
- Dobrze się spisałeś. Zapłacę ci, jak tylko porozmawiam z nim – no i rzucił we mnie morderczym spojrzeniem. Wiedziałem, że to nie będzie spokojna rozmowa.
- Tak mój panie – ja tak na pewno nie będę mówił. Żeby mnie miał przypalać nie będę tak mówił. Kiedy ten dziwny wyszedł, ja zacząłem telepać się ze strachu.
- Jun, wstań – oho, udajemy spokojnego?
- Nie – uwielbiam kusić los.
- Wstań powiedziałem! - złapał mnie za włosy i pociągnął do góry. Z mojego gardła wydostał się okrzyk bólu i rozpaczy, dobrze wiedziałem, że nie wyjdę z tego cało.
- Przestań, to boli – powiedziałem, ale miałem nadzieję, że nie usłyszał. W ogóle chyba to zignorował. Najpierw rzucił mną o ścianę, później przerzucił na biurko, tak że mój nos stykał się z zimnym drewnianym blatem. Miałem ochotę płakać, ale nie chciałem mu dać tej satysfakcji.
- Z kim się pieprzyłeś, co?! O ilu osobach nie wiem?! Gadaj!
- Z nikim, przysięgam – wydusiłem z siebie. Ciężko mi się mówiło, bo jedną ręką dociskał mnie do biurka. Druga natomiast zjechała na moje krocze i mocno ścisnęła. Zawyłem z bólu.
- Wyśpiewasz mi wszystko, już ja się o to postaram – jeśli wyjdę z tego cało... Nie mam szans na to, żeby wyjść cało z tej sytuacji.

1 komentarz:

  1. No i jest Seiji!
    Tylko Juna już mi naprawdę żal.
    Dlaczego go to wszystko spotyka?
    Biedak ;-;

    OdpowiedzUsuń