W ogóle się nie boję, w ogóle się nie boję.
Nie ma szans, nie zadziała. Cały się trzęsę. Do odważnych świat należy! A
ja nie chcę, by do mnie należał, więc już mogę zacząć uciekać. Nawet
nie popatrzyłem na twarz tego kogoś. Odwróciłem się i już chciałem
odchodzić, ale niestety ehh złapał mnie. To znaczy, położył dłoń na moim
ramieniu i ścisnął tak mocno, że prawie umarłem.
- Dokąd idziesz dzieciaku? - uciekam za góry, za lasy, za doliny, za rzeki. Nie widać?!
- Ja, ja... - takim oto sposobem zacząłem się jąkać. Błagam, żeby nie było tak źle, jak się na to zapowiada!
- Ty, co? Odwróć się do mnie, nie mam zamiaru rozmawiać z twoimi plecami.
- A moje oczy nie mają ochoty na ciebie patrzeć – wymamrotałem sobie pod nosem. Wydawało mi się, że cicho.
- Na twoje nieszczęście, słyszałem. Idziesz ze mną. - nie! Muszę się postawić! Muszę! Dasz radę Jun! To tylko jeden koleś!
- A jeśli powiem, że nigdzie nie idę. To co wtedy?
-
Wtedy wykończę cię tutaj, a jak pójdziesz ze mną, przynajmniej zginiesz
bez świadków. - dlaczego nie wyczułem w tym zdaniu ani odrobinki żartu?
- Przykro mi, ale nigdzie nie idę –
usłyszałem ciche westchnięcie i poczułem, jak podnosi mnie do góry. Nie
żartuję! Po chwili byłem już przerzucony przez jego ramię. Popatrzyłem
na twarze zebranych ludzi. Ktoś nawet pomachał mi na pożegnanie! To w
ogóle nie podnosi na duchu. Kim on do jasnej cholery jest?! Jak zwykle
użalałem się nad sobą i nie zauważyłem, że schodzimy coraz bardziej w
dół.
- Dokąd ty mnie niesiesz?! - pisnąłem spanikowany.
-
Zamknij się! Nie będzie mi podskakiwał jakiś szczeniak, który gówno
znaczy. Rozumiesz? - czy mi się wydaje, czy jego charakter się
troszeczkę zmienił. Tam na górze był jakiś bardziej opanowany.
- Nie, może mi to rozpiszesz? - warknąłem już całkowicie niezadowolony. Poczułem jak ląduję tyłkiem na twardej posadce.
-
Rozpisać tak? Ty się prosisz o wpierdol! - jaki niewychowany. Przeklina
przy dziecku. Myśląc dziecko, miałem na myśli siebie, żeby nie było
żadnych niedomówień. Już jestem trupem, myślę, że w tym miejscu możemy
się spokojnie pożegnać. Szczerze wątpię, żebym to przeżył. Sprowokowałem
jakiegoś niezwykle ważnego typa. Posadzą mnie pewnie przed jakimś sądem
za zniewagę.
- A przeżyję? - spytałem nie wierząc, że zadałem tak idiotyczne pytanie.
- Jak odpokutujesz za swoje czyny, to oczywiście. - czyli już jestem martwy. A nie mówiłem?
- A co mam zrobić? - błagam tylko nie to, o czym myślę!
- Zaraz zobaczysz – powiedział już dużo łagodniej.
- A mogę o coś spytać? - wiem, że już do końca drogi nie powinienem się odzywać, ale to jest silniejsze ode mnie.
- Czy ty nie potrafisz się zamknąć? Wkurwiasz mnie. Czego chcesz? - o a jednak spytał, o co chodzi. Jakby nie mógł tak od razu.
- Kim ty w ogóle jesteś? Bo wiesz, wszyscy tak wtedy zamilkli.
-
Ehh, zastępcą szefa. Przypuszczam, że nie ogarniasz, więc wytłumaczę ci
to bardziej obrazkowo. Jestem drugą najważniejszą osobą w tej
organizacji. - a to dobrze, bo już myślałem, że trafiłem na szefa.
Moment, co on powiedział? Jest drugi?!
- Dobrze wiedzieć – dlaczego do diabła nikt mi o tym nie powiedział? Co? Pytam się!
-
Mogę ci obiecać, że do końca pobytu tutaj będziesz miał przejebane. A
jeśli mnie wkurwisz, albo nie zrobisz czegoś, czego będę chciał, to cię
zabije. - czemu on mówi to z taką łatwością? Mi wcale nie jest łatwo.
Przecież chodzi o moje życie!
- To
też dobrze wiedzieć – jakoś tak, nie wiedzieć czemu stałem się bardziej
potulny. Aida może był z lekka psychopatyczny, ale wiedziałem, że mnie
nie zabije. Za to tego kolesia nie jestem w ogóle pewien. Doszliśmy do
jakiegoś pomieszczenia. On nie otworzył jeszcze drzwi a już było czuć
ten straszny smród. Co tam kurwa jest? Zwłoki?
-
Twoje pierwsze zadanie. Masz posprzątać tą łazienkę na błysk. Jeśli się
nie wyrobisz do wieczora, niestety będziesz musiał zostać tu na noc –
zrobił niby smutną minkę, ale ja i tak wiem, że ociekała złośliwością.
Dał mi mopa do ręki, jakąś szmatę, wiaderko i sobie poszedł, prawie.
- Wypas – burknąłem sobie. Nie byłbym sobą, gdybym nie ponarzekał w takiej sytuacji.
-
A i jeszcze jedno. Masz się do mnie zwracać Jiro-sama – ha, to jakiś
kiepski żart? W ogóle mnie to nie bawi. Nie wyobrażam sobie, że będę tak
mówić. Jak go w ogólnie nie szanuję. Chociaż jakbym zaczął, to może
jakoś lepiej poukładałyby się moje sprawy. Mniejsza z tym. Przede mną
wielka śmierdząca kupa do sprzątnięcia i to dosłownie. Ja się brzydzę!
Nie ma szans, żebym to wszystko posprzątał. Z drugiej strony nie chcę tu
spędzić nocy. Jakieś cztery godziny później, tak mi się przynajmniej
wydawało, bo zegarka nie posiadałem, przyszedł ON. Popatrzył mętny
wzrokiem po pomieszczeniu. On się upił? Wydawało mi się, że trochę się
chwiał, ale to może tylko moja wyobraźnia. Jak się jednak okazało coś
wcześniej pił, podszedł do mnie bardzo niepewnie. Tak jakby grunt
uciekał mu spod nóg, wyglądało bardzo śmiesznie. Ale bądźmy poważni, nie
mogę się śmiać. Strach pomyśleć, co by mi jeszcze kazał posprzątać.
- Coś się nie postarałeś – wybełkotał mi do ucha. Strasznie śmierdział alkoholem. Masakra! Ile on już tego wydoił?
-
Chyba kiepsko widzisz, alkohol ci namieszał w głowie – niestety nie
zdążyłem ugryźć się w język i powiedziałem, to co powiedziałem.
Popatrzył na mnie, jakoś tak inaczej niż patrzył wcześniej.
-
Strasznie zadziorny jesteś, wiesz? Nie dziwię się, że Aida tak cię
pilnował i, że teraz odchodzi od zmysłów – co on powiedział? Aida? I w
ogóle skąd wie, że Seiji teraz wariuje?
- Skąd, ty to wiesz?
-
Aa, wiem dużo więcej. W zasadzie wiem wszystko, bo też jestem
dzielnicowym, konkretniej to czwartej – ja pierdole. Następny? Tylko nie
mówicie, że on też mnie zaliczy, bo pieprzą mnie sami dzielnicowi.
- Ale jak to? Dzielnicowym tam? Przecież tutaj też jesteś ważny, podobno – zbaraniałem. Dosłownie.
-
Czy ty nie potrafisz samodzielnie myśleć? Dzielnicowym jestem tylko po
to, żeby szpiegować, ale skoro już to wszystko wiesz, chyba nie będę
mógł cię wypuścić. Jeszcze komuś to wygadasz – co on chce mi przez to
powiedzieć?!
- Co masz na myśli?!
Jeżeli ci się wydaję, że będę z tobą sypiał, to się grubo mylisz! Rzygam
wszystkimi dzielnicowymi! - dobrze wiedziałem do czego zmierza.
Poznałem się już na tym spojrzeniu pełnym pożądania i serdecznie go
nienawidziłem. Byłem wzburzony, zrozpaczony, załamany. Dlaczego znowu
ja?
- Szczerze, to mam w dupie twoje
zdanie i to co sobie myślisz. Na początku myślałem, że nie dotknę kogoś,
kogo obracał Ito i Maximilian.
- Więc czemu? - powiedziałem już na wpółprzytomny.
- Bo jesteś wyjątkowy – wyjątkowy? Co we mnie jest takiego wyjątkowego?! No co? Gdybym tylko to wiedział, pozbyłbym się tego!
- A tak dokładniej?
- To, co powiedziałem powinno ci wystarczyć, w końcu po co ci ta wiedza? I tak służysz tylko do jednego.
- Nigdy ci się nie oddam pierdolony zboczeńcu! - dlaczego powiedziałem to cały zapłakany?!
-
To się jeszcze okaże – jego wzrok zrobił się zimny i pusty. Poczułem,
jak łapie mnie za nadgarstki i przyciąga do siebie. Ale tym razem nie
miałem zamiaru się poddać!
Wszyscy dzielnicowi na niego lecą ;-;
OdpowiedzUsuńCo takiego ma Jun?!
Też jestem ciekawa...