środa, 29 sierpnia 2012

15. Dzielnice

Chodziło nam o to, że jeśli tu wszedł to znaczy, że miał klucz. A skoro miał klucz, to wystarczyło napaść na niego i zabrać mu go. Nic prostszego. Chłopaczek cały czas na nas patrzył i chyba zaczynał podejrzewać, co zamierzamy zrobić. Niestety, dla niego było już za późno.
- Oddawaj klucz! - krzyknęliśmy w tym samym czasie i rudowłosa laleczka już była przez nas obezwładniona. Bez żadnych skrupułów związaliśmy, zakneblowaliśmy i wrzuciliśmy go do szafy.
- Co zamierzasz? - blondyna popatrzyła na mnie. Tak właściwie, to co ją to obchodzi? Na pewno nie będą z nią o tym dyskutować. Nie mam zamiary narażać się na taki dyskomfort psychiczny, jakim jest rozmowa z nią.
- Nie twoja sprawa. Na razie – wyszedłem. Po drodze zdążyłem jeszcze podsłuchać, że Aidy nie będzie w tym jakże pięknym burdelu przez dwa dni. Wiadomo, co pierwsze nasunęło mi się do głowy. Ucieczka! Teraz albo nigdy. Chociaż to „nigdy” wydawało się bardziej bezpieczne dla mojej całej osoby, to dla moje tyłka już takie bezpieczne nie było. Wyszedłem z budynku bez problemów. Miałem zamiar opuścić to straszne miejsce i już nigdy do niego nie wracać. Oczywiście Seiji nie był moim jedynym zmartwieniem. Od razu przypomniały mi się dwie osoby, których się cholernie bałem. Byli nimi Ito oraz Maximilian. Tego drugiego za nic w świecie nie chciałbym teraz spotkać. Poszedłem przed siebie, co pięć minut odwracając się i sprawdzając czy ktoś mnie nie śledzi. Nie pamiętam kiedy ostatnio udało mi się tak daleko uciec. Zawsze byłem łapany. Maiłem dwa dni na to, żeby się gdzieś rozpłynąć. Tylko gdzie? Nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Jakby to w ogóle było możliwe. Na dodatek było cholernie gorąco. A ja oczywiście ubrany byłem w dżinsy i luźny sweterek do kolan. Jako, że już nie wyrabiałem wszedłem w jedną z ciaśniejszych i ciemniejszych uliczek. Pozbyłem się spodni i tak w samym sweterku dumnie przemierzałem ulice miasta. Nie miałem pojęcia, czy nadal jestem na dzielnicy Aidy czy już na jakiejś innej. Nie wiedziałem, jak to jest podzielone i jakoś mało mnie to obchodziło. Chociaż dla własnego bezpieczeństwa powinienem się tym kiedyś zainteresować.
- Ty! Mały, biały w sweterku! - jeśli to było do mnie to się chyba kurwa rozpłaczę! Nie po to uciekałem, żeby jakieś inne oszołomy zaczęły za mną latać. Odwróciłem się jednak, bo nigdy nie wiadomo jak zareaguje chory człowiek gdy się na niego nie zwróci uwagi.
- Czego chcesz? - spytałem nader sympatycznie. Przede mną stał chłopak mniej więcej mojego wzrostu. Jedno oko miał zasłonięte, szkoda, że tylko jedno...
- Pójdziesz ze mną! - aha lecę. Już urosły mi skrzydła.
- Z jakich powodów mam z tobą iść? - sam nie wiem czemu zapytałem. Po głębszym zastanowieniu dalej nie wiedziałem, więc nie było sensu zastanawiać się dalej.
- Pokażę ci krainę, której jeszcze nie widziałeś! - chyba byłem strasznym gnojem w poprzednim życiu, że teraz mnie tak męczą.
- Wybacz, ale dopiero, co uciekłem z takiej krainy. Nie mam zamiaru wmieszać się w jakąś sektę. Na razie – mam nadzieję, że teraz się odczepi.
- Wiem, że jesteś sługusem Aidy. Jeśli nie pójdziesz ze mną, mogę w każdej chwili powiedzieć, gdzie znajduje się jego nieposłuszna dziwka. - i miłego, małego chłopca diabli wzięli.
- A kto mówił, że nie chcę iść? Ja tylko żartowałem... - znowu wpakowałem się w jakieś gówno! Dlaczego zawsze ja?! Czemu nie jestem jakimś tam dzieckiem szczęścia?! Chyba zaraz się rozpłaczę.
- Świetnie! Jestem Koki. Ty nie musisz się przedstawiać, wiem kim jesteś. Dopóki nie znajdziesz swojego pana, to ja będę się tobą opiekował. - boję się tego chłopaka. Ma w sobie coś strasznego. Chociaż nie wygląda. E, zaraz. O co chodzi z tą całą opieką i panem?!
- Co takiego?
- Wyjaśnię ci wszystko po drodze. Nie masz się czego bać! - za dużo entuzjazmu z niego bucha. Koki prowadził mnie jakimiś korytarzami tunelami i Bóg wie czym tam jeszcze. W końcu doszliśmy do strasznie dziwnego miejsca. Nie wiem nawet, jak mam to opisać. To wyglądało na jakąś organizację, która działa w podziemiach i to dosłownie.
- Gdzie my jesteśmy? - spytałem przestraszony. Niektórzy wyglądali naprawdę nieprzyjaźnie.
- To tutaj zebrały się wszystkie osoby, którą chcą obalić rządy dzielnicowych. Ukrywamy się przed nimi w podziemiach. Gdyby nas teraz znaleźli bez wątpienia większość by pozabijali. Nie martw się, nie wygląda to jednak tak strasznie. Jesteśmy tutaj jedną wielką rodziną i oczywiście, jak to w rodzinie bywa są pomiędzy nami małe zgrzyty, ale nasz wódz wszystko łagodzi. - ja pierdole. Po jaką cholerę ja uciekałem?! Przecież, jak oni znajdą to miejsce, to ja pierwszy pójdę odstrzału!
- A... - na tyle było mnie stać.
- Właśnie, muszę cię przedstawić mojemu opiekunowi! Ja też niedawno byłem nowy. Naprawdę nie masz się czym martwić – a czy ja wyglądam jakbym był zmartwiony?! Ja jestem załamany!
- Ale ja się nie martwię... - będę płakać i to zaraz. Moja tymczasowa niania złapała mnie za rękę i zaczęła biec w stronę jakiegoś mężczyzny.
- To jest Haruki! Haruki jest moim opiekunem – ja jestem ciekaw, co on wyprawia w łóżku z tym swoim opiekunem. Na pewno nie są to tylko stosunki na zasadzie pan – podwładny.
- Jestem Jun Kimura – tylko tyle nauczyła mnie moja matka, przedstawiać się nieznajomym. Często musiałem to robić, kiedy byłem w domu.
- Miło mi cię poznać Jun. Mam nadzieję, że szybko się u nas zadomowisz – ukłonił się lekko, odwrócił się i poszedł. A ja? Ja zostałem zaprowadzony do mojego nowego pokoju i tam z niesamowitym zainteresowaniem przyglądałem się pustej ścianie.

1 komentarz:

  1. Dziwnie się zrobiło.
    Oni nie boją się przyjmować nowych tak po prostu? A jakby Jun okazał się szpiegiem albo coś? ;-;

    OdpowiedzUsuń