- Oddawaj klucz! - krzyknęliśmy w
tym samym czasie i rudowłosa laleczka już była przez nas obezwładniona.
Bez żadnych skrupułów związaliśmy, zakneblowaliśmy i wrzuciliśmy go do
szafy.
- Co zamierzasz? - blondyna
popatrzyła na mnie. Tak właściwie, to co ją to obchodzi? Na pewno nie
będą z nią o tym dyskutować. Nie mam zamiary narażać się na taki
dyskomfort psychiczny, jakim jest rozmowa z nią.
-
Nie twoja sprawa. Na razie – wyszedłem. Po drodze zdążyłem jeszcze
podsłuchać, że Aidy nie będzie w tym jakże pięknym burdelu przez dwa
dni. Wiadomo, co pierwsze nasunęło mi się do głowy. Ucieczka! Teraz albo
nigdy. Chociaż to „nigdy” wydawało się bardziej bezpieczne dla mojej
całej osoby, to dla moje tyłka już takie bezpieczne nie było. Wyszedłem z
budynku bez problemów. Miałem zamiar opuścić to straszne miejsce i już
nigdy do niego nie wracać. Oczywiście Seiji nie był moim jedynym
zmartwieniem. Od razu przypomniały mi się dwie osoby, których się
cholernie bałem. Byli nimi Ito oraz Maximilian. Tego drugiego za nic w
świecie nie chciałbym teraz spotkać. Poszedłem przed siebie, co pięć
minut odwracając się i sprawdzając czy ktoś mnie nie śledzi. Nie
pamiętam kiedy ostatnio udało mi się tak daleko uciec. Zawsze byłem
łapany. Maiłem dwa dni na to, żeby się gdzieś rozpłynąć. Tylko gdzie?
Nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Jakby to w ogóle było
możliwe. Na dodatek było cholernie gorąco. A ja oczywiście ubrany byłem w
dżinsy i luźny sweterek do kolan. Jako, że już nie wyrabiałem wszedłem w
jedną z ciaśniejszych i ciemniejszych uliczek. Pozbyłem się spodni i
tak w samym sweterku dumnie przemierzałem ulice miasta. Nie miałem
pojęcia, czy nadal jestem na dzielnicy Aidy czy już na jakiejś innej.
Nie wiedziałem, jak to jest podzielone i jakoś mało mnie to obchodziło.
Chociaż dla własnego bezpieczeństwa powinienem się tym kiedyś
zainteresować.
- Ty! Mały, biały w
sweterku! - jeśli to było do mnie to się chyba kurwa rozpłaczę! Nie po
to uciekałem, żeby jakieś inne oszołomy zaczęły za mną latać. Odwróciłem
się jednak, bo nigdy nie wiadomo jak zareaguje chory człowiek gdy się
na niego nie zwróci uwagi.
- Czego
chcesz? - spytałem nader sympatycznie. Przede mną stał chłopak mniej
więcej mojego wzrostu. Jedno oko miał zasłonięte, szkoda, że tylko
jedno...
- Pójdziesz ze mną! - aha lecę. Już urosły mi skrzydła.
-
Z jakich powodów mam z tobą iść? - sam nie wiem czemu zapytałem. Po
głębszym zastanowieniu dalej nie wiedziałem, więc nie było sensu
zastanawiać się dalej.
- Pokażę ci krainę, której jeszcze nie widziałeś! - chyba byłem strasznym gnojem w poprzednim życiu, że teraz mnie tak męczą.
-
Wybacz, ale dopiero, co uciekłem z takiej krainy. Nie mam zamiaru
wmieszać się w jakąś sektę. Na razie – mam nadzieję, że teraz się
odczepi.
- Wiem, że jesteś sługusem
Aidy. Jeśli nie pójdziesz ze mną, mogę w każdej chwili powiedzieć, gdzie
znajduje się jego nieposłuszna dziwka. - i miłego, małego chłopca
diabli wzięli.
- A kto mówił, że nie
chcę iść? Ja tylko żartowałem... - znowu wpakowałem się w jakieś gówno!
Dlaczego zawsze ja?! Czemu nie jestem jakimś tam dzieckiem szczęścia?!
Chyba zaraz się rozpłaczę.
- Świetnie!
Jestem Koki. Ty nie musisz się przedstawiać, wiem kim jesteś. Dopóki
nie znajdziesz swojego pana, to ja będę się tobą opiekował. - boję się
tego chłopaka. Ma w sobie coś strasznego. Chociaż nie wygląda. E, zaraz.
O co chodzi z tą całą opieką i panem?!
- Co takiego?
-
Wyjaśnię ci wszystko po drodze. Nie masz się czego bać! - za dużo
entuzjazmu z niego bucha. Koki prowadził mnie jakimiś korytarzami
tunelami i Bóg wie czym tam jeszcze. W końcu doszliśmy do strasznie
dziwnego miejsca. Nie wiem nawet, jak mam to opisać. To wyglądało na
jakąś organizację, która działa w podziemiach i to dosłownie.
- Gdzie my jesteśmy? - spytałem przestraszony. Niektórzy wyglądali naprawdę nieprzyjaźnie.
-
To tutaj zebrały się wszystkie osoby, którą chcą obalić rządy
dzielnicowych. Ukrywamy się przed nimi w podziemiach. Gdyby nas teraz
znaleźli bez wątpienia większość by pozabijali. Nie martw się, nie
wygląda to jednak tak strasznie. Jesteśmy tutaj jedną wielką rodziną i
oczywiście, jak to w rodzinie bywa są pomiędzy nami małe zgrzyty, ale
nasz wódz wszystko łagodzi. - ja pierdole. Po jaką cholerę ja
uciekałem?! Przecież, jak oni znajdą to miejsce, to ja pierwszy pójdę
odstrzału!
- A... - na tyle było mnie stać.
-
Właśnie, muszę cię przedstawić mojemu opiekunowi! Ja też niedawno byłem
nowy. Naprawdę nie masz się czym martwić – a czy ja wyglądam jakbym był
zmartwiony?! Ja jestem załamany!
-
Ale ja się nie martwię... - będę płakać i to zaraz. Moja tymczasowa
niania złapała mnie za rękę i zaczęła biec w stronę jakiegoś mężczyzny.
-
To jest Haruki! Haruki jest moim opiekunem – ja jestem ciekaw, co on
wyprawia w łóżku z tym swoim opiekunem. Na pewno nie są to tylko
stosunki na zasadzie pan – podwładny.
-
Jestem Jun Kimura – tylko tyle nauczyła mnie moja matka, przedstawiać
się nieznajomym. Często musiałem to robić, kiedy byłem w domu.
-
Miło mi cię poznać Jun. Mam nadzieję, że szybko się u nas zadomowisz –
ukłonił się lekko, odwrócił się i poszedł. A ja? Ja zostałem
zaprowadzony do mojego nowego pokoju i tam z niesamowitym
zainteresowaniem przyglądałem się pustej ścianie.
Dziwnie się zrobiło.
OdpowiedzUsuńOni nie boją się przyjmować nowych tak po prostu? A jakby Jun okazał się szpiegiem albo coś? ;-;