środa, 29 sierpnia 2012

3. Dzielnice

Wszystko, tylko nie zasypiać. Wiadomo, że jak się nie śpi, to czas tak szybko nie mija. Oczywiście nie działa to w moim przypadku. Wszystko się na mnie uwzięło, nawet zegarek. Może jak zasnę, to przestanę o tym myśleć. Chce mi się sp....Chyba źle spałem. Boli mnie całe lewe ramie. Już czternasta, późno trochę....Czternasta! Cholera! Uciekać, nie ma szans, nie zostanę tutaj. Muszę stąd wiać i to jak najszybciej. Okno! Trochę wysoko, ale jakby skombinować jakiś sznur, to mogłoby się udać. Hmmm, jednak wybieram schody. Fajnie, nikt mnie nie pilnuje. Jakoś tu tak pustawo. Jeszcze tylko jedne drzwi i będę wolny! Auuuu! Wpadłem na kogoś. Popatrzyłem na twarz, by sprawdzić, czy to przypadkiem nie Seiji. Na szczęście nie! To znaczy, że mogę uciekać dalej.
- Patrz jak łazisz! - nie mogłem się powstrzymać. Kiedyś mnie to zgubi.
- Jun Kimura? - nie wiedziałem, że jestem aż taki sławny. Na wszelki wypadek wolę jednak zaprzeczyć.
- Niestety nie. Musiał mnie pan z kimś pomylić. Przepraszam spieszy mi się. Obiecałem matce, że szybko wrócę. Jest strasznie chorowita. Nie poradzi sobie beze mnie. - powiedziałem to tak, jakby była to najszczersza prawda. Nie ma szans, żeby mi nie uwierzył.
- Rzeczywiście kłamiesz. - jaki ten koleś ma beznamiętny, zimy ton głosu.
- A skąd możesz wiedzieć?! Kim ty do cholery jesteś, że...
- Isao Ito – przerwał mi. Bardzo dobrze, że mi przerwał! Byłem w stanie powiedzieć dużo niedobrych rzeczy. Ale kurwa! To Isao! Czemu tak wcześnie? Pomijając to, to musimy bardzo dziwnie wyglądać. Otóż stoimy w drzwiach, nikt nie może wejść, ani wyjść. Ja patrzę się na niego pewnie z bardzo ładnie wymalowanym strachem na twarzy. Za to on, patrzy na mnie dalej tak zimno i beznamiętnie. Stalibyśmy pewnie tak bardzo długo, gdyby nie to, że ktoś położył rękę na moim ramieniu i z jadem w głosie powiedział:
- Widzę, że się już poznaliście. - oczywiście powiedział to Seiji, kto inny tak bardzo ciszyłby się na taki widok?
- Pewnie, chciałem go osobiście przywitać. - muszę się jakiś wyratować z tej sytuacji. Mam tylko nadzieję, że bardzo „rozmowny” Ito będzie siedział cicho.
- Chciał uciec. - oto, jak siedzi cicho. Jednym słowem, mam przejebane.
- Domyślam się. Na jego miejscu chyba też bym próbował uciec. - uśmiechnął się do mnie tak milutko, że o mało co się nie porzygałem. Zrobiłem na twarzy bardzo malowniczy grymas. Wiem, bo odbijałem się w szybie. Poczułem także jak Aida łapie mnie za włosy i pcha w dół. Kolna się pode mną ugięły. Już po chwili miałem widok dokładnie na rozporek Isao. Przypominam, że cała sytuacja dalej toczy się w drzwiach.
- A teraz przeproś naszego gościa za swoje zachowanie. - nigdy w życiu! To nie ja go chcę przelecieć, tylko on mnie. Kto mnie później będzie przepraszał za ból tyłka? Pewnie nikt. Więc niech zapomni o czymś tak niedorzecznym jak przeprosiny, za to, że próbowałem się ratować.
- Za co mam niby przepraszać? - odpowiedziałem z oburzeniem. Wydaje mi się jednak, że najrozsądniej w tej sytuacji byłoby milczeć. Jednak ja nie jestem rozsądny.
-Iaso, może sam mu to wytłumaczysz?
- Mogę. - czy ten koleś kiedykolwiek powiedział jakieś rozbudowane zdanie? Może jednak przeprosić? Nie mogę! Normalnie nie przejdzie mi to przez gardło. Wiem, że i bez tego mam już łanie przejebane.
- Zabierasz go do siebie, czy chcesz pokój tutaj. - zbliża się godzina ostateczna....
- Zabieram. - odnoszę wrażenie, że ten cały Ito jest jakiś upośledzony. Jednak dzięki temu wydaje się być tak cholernie straszny, że cały się trzęsę. Iaso kucną i założył mi na szyję bardzo „gustowną” obróżkę, po czym przypiął do niej smycz i bardzo gwałtownie szarpnął. Teraz znajdowałem się w „psiej pozycji”.
- Wstań. - tyle powiedział. Bardzo dużo nie? Zrobiłem jak kazał. W końcu to ja byłem przypięty, a nie on. Początkowo szamotałem się z tym cholerstwem. Już wiem, jak psy się czują, gdy są pierwszy raz wyprowadzane na smyczy. Nieprzyjemne uczycie, w dodatku wszyscy się gapią.
- Daleko jeszcze? - nie macie pojęcia ile się zbierałem, by to powiedzieć.
- Tak. - wylewny, jak zawsze.
- A dokładniej?
- Jeszcze jedno słowo a zgwałcę cię na środku ulicy. - tak oto, zamilkłem na wieki. Nie dosłownie, ale nie miałem zamiaru odzywać się do czasu, póki sam się o coś nie spyta, to znaczy nigdy. Po półgodzinnym marszu doszliśmy do wielkiego zamczyska. Zacząłem się zastanawiać, czy on przypadkiem nie jest wampirem, który zaraz zrobi sobie ze mnie smaczną kolację. Chyba jednak wolałbym, żeby mnie zjadł, niż przeleciał.

1 komentarz:

  1. Nie ma to jak dobre pierwsze wrażenie!
    Już lubię Isao ♥
    Tako typowy cham :3

    OdpowiedzUsuń