Wszystko, tylko nie zasypiać.
Wiadomo, że jak się nie śpi, to czas tak szybko nie mija.
Oczywiście nie działa to w moim przypadku. Wszystko się na mnie
uwzięło, nawet zegarek. Może jak zasnę, to przestanę o tym
myśleć. Chce mi się sp....Chyba źle spałem. Boli mnie całe lewe
ramie. Już czternasta, późno trochę....Czternasta! Cholera!
Uciekać, nie ma szans, nie zostanę tutaj. Muszę stąd wiać i to
jak najszybciej. Okno! Trochę wysoko, ale jakby skombinować jakiś
sznur, to mogłoby się udać. Hmmm, jednak wybieram schody. Fajnie,
nikt mnie nie pilnuje. Jakoś tu tak pustawo. Jeszcze tylko jedne
drzwi i będę wolny! Auuuu! Wpadłem na kogoś. Popatrzyłem na
twarz, by sprawdzić, czy to przypadkiem nie Seiji. Na szczęście
nie! To znaczy, że mogę uciekać dalej.
- Patrz jak łazisz! - nie mogłem się
powstrzymać. Kiedyś mnie to zgubi.
- Jun Kimura? - nie wiedziałem, że
jestem aż taki sławny. Na wszelki wypadek wolę jednak zaprzeczyć.
- Niestety nie. Musiał mnie pan z kimś
pomylić. Przepraszam spieszy mi się. Obiecałem matce, że szybko
wrócę. Jest strasznie chorowita. Nie poradzi sobie beze mnie.
- powiedziałem to tak, jakby była to najszczersza prawda. Nie ma
szans, żeby mi nie uwierzył.
- Rzeczywiście kłamiesz. - jaki ten
koleś ma beznamiętny, zimy ton głosu.
- A skąd możesz wiedzieć?! Kim ty do
cholery jesteś, że...
- Isao Ito – przerwał mi. Bardzo
dobrze, że mi przerwał! Byłem w stanie powiedzieć dużo
niedobrych rzeczy. Ale kurwa! To Isao! Czemu tak wcześnie? Pomijając
to, to musimy bardzo dziwnie wyglądać. Otóż stoimy w
drzwiach, nikt nie może wejść, ani wyjść. Ja patrzę się na
niego pewnie z bardzo ładnie wymalowanym strachem na twarzy. Za to
on, patrzy na mnie dalej tak zimno i beznamiętnie. Stalibyśmy
pewnie tak bardzo długo, gdyby nie to, że ktoś położył rękę
na moim ramieniu i z jadem w głosie powiedział:
- Widzę, że się już poznaliście. -
oczywiście powiedział to Seiji, kto inny tak bardzo ciszyłby się
na taki widok?
- Pewnie, chciałem go osobiście
przywitać. - muszę się jakiś wyratować z tej sytuacji. Mam tylko
nadzieję, że bardzo „rozmowny” Ito będzie siedział cicho.
- Chciał uciec. - oto, jak siedzi
cicho. Jednym słowem, mam przejebane.
- Domyślam się. Na jego miejscu chyba
też bym próbował uciec. - uśmiechnął się do mnie tak
milutko, że o mało co się nie porzygałem. Zrobiłem na twarzy
bardzo malowniczy grymas. Wiem, bo odbijałem się w szybie. Poczułem
także jak Aida łapie mnie za włosy i pcha w dół. Kolna się
pode mną ugięły. Już po chwili miałem widok dokładnie na
rozporek Isao. Przypominam, że cała sytuacja dalej toczy się w
drzwiach.
- A teraz przeproś naszego gościa za
swoje zachowanie. - nigdy w życiu! To nie ja go chcę przelecieć,
tylko on mnie. Kto mnie później będzie przepraszał za ból
tyłka? Pewnie nikt. Więc niech zapomni o czymś tak niedorzecznym
jak przeprosiny, za to, że próbowałem się ratować.
- Za co mam niby przepraszać? -
odpowiedziałem z oburzeniem. Wydaje mi się jednak, że
najrozsądniej w tej sytuacji byłoby milczeć. Jednak ja nie jestem
rozsądny.
-Iaso, może sam mu to wytłumaczysz?
- Mogę. - czy ten koleś kiedykolwiek
powiedział jakieś rozbudowane zdanie? Może jednak przeprosić? Nie
mogę! Normalnie nie przejdzie mi to przez gardło. Wiem, że i bez
tego mam już łanie przejebane.
- Zabierasz go do siebie, czy chcesz
pokój tutaj. - zbliża się godzina ostateczna....
- Zabieram. - odnoszę wrażenie, że
ten cały Ito jest jakiś upośledzony. Jednak dzięki temu wydaje
się być tak cholernie straszny, że cały się trzęsę. Iaso kucną
i założył mi na szyję bardzo „gustowną” obróżkę, po
czym przypiął do niej smycz i bardzo gwałtownie szarpnął. Teraz
znajdowałem się w „psiej pozycji”.
- Wstań. - tyle powiedział. Bardzo
dużo nie? Zrobiłem jak kazał. W końcu to ja byłem przypięty, a
nie on. Początkowo szamotałem się z tym cholerstwem. Już wiem,
jak psy się czują, gdy są pierwszy raz wyprowadzane na smyczy.
Nieprzyjemne uczycie, w dodatku wszyscy się gapią.
- Daleko jeszcze? - nie macie pojęcia
ile się zbierałem, by to powiedzieć.
- Tak. - wylewny, jak zawsze.
- A dokładniej?
- Jeszcze jedno słowo a zgwałcę cię
na środku ulicy. - tak oto, zamilkłem na wieki. Nie dosłownie, ale
nie miałem zamiaru odzywać się do czasu, póki sam się o
coś nie spyta, to znaczy nigdy. Po półgodzinnym marszu
doszliśmy do wielkiego zamczyska. Zacząłem się zastanawiać, czy
on przypadkiem nie jest wampirem, który zaraz zrobi sobie ze
mnie smaczną kolację. Chyba jednak wolałbym, żeby mnie zjadł,
niż przeleciał.
Nie ma to jak dobre pierwsze wrażenie!
OdpowiedzUsuńJuż lubię Isao ♥
Tako typowy cham :3