środa, 29 sierpnia 2012

26. Dzielnice

Znowu znalazłem się w tym domu strachu. Boże, coś strasznego. Nigdy bym nie podejrzewał, że Aida jeszcze kiedyś pozwoli mi tu przyjść. W ogóle czym on się kierował, pozwalając Ito mnie zabrać. Ja naprawdę mnie miałem pojęcia, co takiego siedzi w głowie temu kolesiowi. Miałem dość jego ciągłych huśtawek nastrojów, ale w jakiś dziwny sposób przyciągał mnie do siebie i to właśnie było najgorsze.
- Isao...
- Hm?
- Chciałbym się czegoś dowiedzieć...
- Hm? - no tak jak zwykle rozgadany.
- Po co było to wasze spotkanie? Bo chyba nie dla przyjemności – a jeśli jednak dla przyjemności, to się zdziwię. Chociaż, jakby to przemyśleć, to dzielnicowi jakoś inaczej odczuwają przyjemność, niż inni ludzi.
- W sprawie rebeliantów – o, to już coś ciekawego. Jeśli mam się czegoś dowiedzieć, to tylko od Ito. Aida by mi nigdy nie powiedział, o co chodziło.
- Rebeliantów? To znaczy... - mam nadzieję, że za bardzo nie naciskam. Jakoś nieszczególnie zależy mi na tym, by i jego zdenerwować. Ito doprowadzony do szału, to mogłoby być ciekawe. Jednak ja nie chciałabym być tą osobą, która by tego dokonała.
- Wiemy jak się ich pozbyć. Jiro przekazywał nam wszystkie wiadomości – coś tu jest pogmatwane.
- Ale przecież on jest dzielnicowym! To jak? W jaki sposób?
- Ehhh, Jun męczysz mnie.
- Tak wiem. Zdaję sobie sprawę z tego, że dla ciebie wypowiedzenie więcej niż jednego zdania, to już potworna mordęga, jednak mógłbyś się czasami wysilić! - chyba powinienem był się powstrzymać. Nie wiem dlaczego wszelkie istniejące we mnie hamulce nagle puściły. Jedno było pewnie. W nim też. Wzrok, który wbił się we mnie był okropnie przerażający. Żadne słowa nie byłby w stanie opisać, tego co poczułem. W jednej chwili poczułem się, jakby ktoś mnie opluł, przewrócił, wytarzał w kałuży i na dodatek przepędził przeze mnie stado słoni. Prościej mówiąc, poczułem się skończony.
- Ty...
- Przepraszam! - padłem na kolana i głową dotknąłem podłogi. Teraz to słowo mógłbym powtórzyć milion razy, gdyby to coś pomogło. Jednak wiedziałem, że nic z tego...
- Denerwujesz mnie i jeszcze masz czelność mi przerywać – słyszałem, jak powoli do mnie podszedł. Złapał za bluzę i lekko pociągnął, dając mi tym samym do zrozumienia, że mam się podnieść. Zrobiłem, tak jak chciał. Naprawdę teraz wolałbym, żeby stał przed mną Seiji. Dlaczego? Ano dlatego, że po zdenerwowanym Isao nie wiedziałem czego się spodziewać. Gdyby nie moja niewyparzona gęba, nigdy by do tego nie doszło.
- Przepraszam – wymamrotałem jeszcze raz.
- Dobrze – i to wszystko? Coś mi się nie chce wierzyć.
Ito zaprowadził mnie do jednego ze swoich pokoi. Na to byłem przygotowany. Logiczne było, że do kuchni mnie nie zaprowadzi. Chociaż różne odchylenia mają ludzie... Wracając do mojego rozgadanego kolegi. Rozsiadł się wygodnie na łóżku i popatrzył na mnie. O bogowie! Nie to, że nie wiedziałem, że będę musiał to zrobić, nawet się nie bałem. Jedynie problem w tym tym, że nie chciałem. Ja chyba za bardzo przywiązałem się do Seiji'ego. Rzeczywiście byłem masochistą. Jednak jakoś niespecjalnie przeszkadzało mi to, że ktoś trzymał mnie twardą ręką. Chodzi o to, że w dzieciństwie nikt tego nie robił. I jakoś tak się do niego przywiązałem. Oczywiście nie postrzegałem go, jako mojego ojca! To już by było nieco chore...
Popatrzyłem błagalnym wzrokiem na dzielnicowego.
- Ja nie mogę.
- Dlaczego? - a już myślałem, że nie spyta. Ten koleś podejmuje wątek tylko wtedy, gdy jemu to odpowiada.
- Po prostu – jakoś tak głupio było powiedzieć, że to przez Seiji'ego. Może tyle mu wystarczy, chociaż wątpię.
- Aida?
- Słucham?
- Czy powodem jest Aida? - brawo, niczego nie potrafię ukryć. Zrobiłem się cały czerwony i tylko lekko kiwnąłem głową na zgodę.
- Więc przegrałem. Miki odprowadzi cię do domu – przegrał? Niby mnie? A nie miałem tu przypadkiem być tydzień? O co w tym wszystkim chodzi? Oni pewnie znowu coś sobie ukartowali za moimi plecami! Jak zwykle, ja przecież nie muszę o wszystkim wiedzieć. Standardowe zachowanie dzielnicowych. Oni się chyba nigdy nie zmienią, powinienem już do tego przywyknąć.
- Ale jak to? Ja nic z tego nie rozumiem – bo nie rozumiałem!
- Seiji ci wszystko wyjaśni. Możesz już iść – iść gdzie, przepraszam bardzo! Ja się zgubię w tym wielkim domu! Będę błądził po tym piekle, aż jakieś krwiożercze bestie mnie nie pożrą. Ale co zrobić? Odwróciłem się i pociągnąłem za klamkę. Oh, moim oczom ukazał się jakże przystojny pan Miki.
- Daj mi rękę – powiedział niezwykle łagodnie. Byłem nim zbyt oczarowany, by odmówić. Nikt przy zdrowych zmysłach nie odmówiłby takiemu przystojniakowi. Zabrał mnie od Isao i wyprowadził na dwór.
- Mam małe pytanie – nie wyglądał na takiego, co za zadane pytanie ma zamiar zabić.
- Hm, co takiego? - uśmiechnął się do mnie lekko. Błagam zostań moim bratem!
- O co tutaj w ogóle chodzi? Bo chyba się zgubiłem...
- O nic nadzwyczajnego. Takie zagrywki między Aidą a Ito. Nie powinieneś się tym zbytnio przejmować.
- Ale ja chcę wiedzieć. Bo jakby na to nie spojrzeć, to ja zostałem wplątany w te ich zagrywki – naburmuszyłem się lekko. No bo, jak mógł powiedzieć, że nie powinienem się tym przejmować. Bez przesady...
- Nie wiem czy mogę ci powiedzieć. Jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć, to po prostu spytaj Siji'ego – więcej już nie rozmawialiśmy. Szliśmy, tak szliśmy, w milczeniu. Jego dłoń była niezwykle delikatna. W ogóle biła od niego niezwykle spokojna aura. Czułem się przy nim niesamowicie spokojnie. W końcu doszliśmy do miejsca, gdzie czekał na mnie Aida. Widziałem, jak uśmiecha się do mnie tryumfalnie. Mam nadzieję, że chociaż on nie będzie owijać w bawełnę.
- Dzięki Minoru. Teraz ja się nim zajmę - „mój brat” uśmiechnął się do niego, chociaż nie wiem jak można się do niego uśmiechać, i poszedł sobie. Ja za to popatrzyłem pytająco na dzielnicowego.
- Co chcesz wiedzieć?
- Skąd wiesz, że coś chcę?
- Jakbym cię nie znał. Więc pytaj, póki mam ochotę odpowiadać – no tak, to on rozdaje karty. Prawie o tym zapomniałem. Jakby czasami był milszy, to by nie umarł.
- Chcę wiedzieć wszystko. O co chodziło Ito i co z rebeliantami. Wszystko, chcę żebyś wszystko mi wytłumaczył! - miałem już dość tej niepewności.
- A więc o rebeliantach też wspomniał. A myślałem, że mało mówi...Może zacznę od tego, że miałeś wybrać mnie albo jego. Pozwoliłem mu cię zabrać tylko po to, by się w końcu dowiedzieć, co ci siedzi w głowie. I jak widać wygrałem. Nie mogłeś z nim nic zrobić przeze mnie, prawda? - nie musiał się do mnie tak bezczelnie uśmiechnąć. Widziałem, że się cieszył. Bo jakby na to nie spojrzeć nie należał do osób, które w spokoju przyjmowały do wiadomości porażkę.
- Chodziło tylko o to?
- A powiedziałbyś mi, którego wolisz, gdybym spytał wprost?
- Nigdy w życiu! - to dalej było dla mnie zbyt krępujące.
- No widzisz – pogłaskał mnie po głowie. Popsuł mi całą fryzurę, chociaż w gruncie rzeczy i tak wyglądałem jak rozczochraniec.
- A co z rebeliantami? - spytałem już mniej pewnie. Bo skąd miałem wiedzieć, czy mój limit zadawania pytań się już przypadkiem nie wyczerpał?
- Już nie będą nam przeszkadzać, nigdy więcej – wyszeptał mi do ucha. Po moim ciele spłynął przyjemny dreszcz. W zasadzie jakoś niespecjalnie interesowały mnie ich losy. Do nikogo się nie przywiązałem. Nie pytałem już o nic więcej, nie było sensu. Aida przyciągnął mnie do siebie i pocałował niezwykle delikatnie. Jak chciał, to potrafił. Nie protestowałem, jak dla mnie ta chwila mogłaby trwać wiecznie. W końcu zdałem sobie sprawę z tego, do kogo należałem. Chociaż trwało to niesamowicie długo.
KONIEC

25. Dzielnice

Oparłem się o umywalkę i spuściłem głowę. Nie nie miałem pojęcia, jak wrócić do poprzedniego stanu. Tym bardziej, że za każdym razem gdy popatrzyłem na drzwi robiłem się czerwony. Coś strasznego. Odkręciłem kran i przemyłem twarz zimną wodą, aż mnie gęsia skórka przeszła. Jednak nic nie pomogło. Powtórzyłem ten zabieg z jakieś pięć razy i dalej nic. Zachowywałem się jak jakaś zakochana nastolatka. Jednak musiałem w końcu wyjść z tej łazienki. Zrobiłem niecałe trzy kroki, a drzwi otworzyły się z wielkim impetem. Jednak ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem w nich tą straszną dzielnicową. Mira, jeśli dobrze zapamiętałem. Nie zdążyłem nawet mrugnąć, a to babsko już stało trzy milimetry ode mnie.
- Co robiłeś tu z Ito?! - uważaj bo ci powiem.
- Nic, co mogłoby cię zainteresować – odburknąłem jej od niechcenia. Ta rozmowa w ogóle nie była mi na rękę. A czułem, że jeśli za minutę stąd nie wyjdę, to Aida się po mnie pofatyguje.
- Myślisz, że nie wiem?!
- To po cholerę pytasz? - nigdy nie zrozumiem kobiecej psychiki. Nie i już.
- Całowałeś się z nim! Widziałam te twoje maślane oczka, jak tu weszłam! - ha! On jest o niego zazdrosna. Ale i tak nie ma ze mną szans. Nie to, że sobie schlebiam. Po prostu takie chude i szkapowate kobiecisko nie mogłoby interesować Isao.
- Maślane powiadasz? To pewnie od tego, że zobaczyłem swoje odbicie w lustrze – bardzo narcystycznie mi to wyszło, ale nie miałem ochoty przedłużać tej rozmowy. Naprawdę była wściekła. Chciałem się w porę ewakuować. Ominąłem ją i prawie spokojnie wyszedłem. Bo wyszedłem. Tyle, że nie spokojnie. Ta cholerna szkapa popchnęła mnie i ja oczywiście potknąłem się o własne nogi. Wylądowałem twarzą do podłogi. Coś strasznego gdy nie widzi się wroga. Poczułem jak położyła mi nogę na plecach i zaczęła dociskać do ziemi. Nie mogłem się ruszyć! Niech mi ktoś pomoże!
- Puszczaj ty nawiedzona, napalona, wychudzona kobieto! - chyba trochę przesadziłem...
- Ty bezczelny gnoju! Nie będziesz tak do mnie mówił! - docisnęła mnie jeszcze bardziej. Miałem wrażenie, że zaraz połamie mi kręgosłup. Na moje szczęście trochę spasowała a ja skorzystałem z okazji, złapałem ją za kostkę i pociągnąłem. Upadała na tyłek. Lekko zawyła z ból. Jednak to nie wystarczyło żeby poskromić tę dziką bestię. Skoczyła na mnie i znowu ja byłem na dole. Czy aby na pewno jestem facetem? Bo wyciągając pewnie wnioski mógłbym rzec, że przez prawie całe życie byłem pod kimś. A przynajmniej od czasu poznania Aidy. Ale mniejsza z tym. To cholerstwo zaczęło mnie dusić! Niewiele myśląc, jak to ja, wbiłem jej pazury w rękę. Kiedy mnie puściła, to jeszcze ją ugryzłem i jakimś cudem wyczołgałem się spod niej. Pędem ruszyłem w kierunku drzwi. W momencie kiedy pociągnąłem za klamkę, ona rzuciła się nam nie i znowu wylądowaliśmy na podłodze. Z taką tylko różnicą, że tym razem byliśmy już w tym pomieszczeniu, gdzie przesiadywali dzielnicowi. Miałem nadzieję, że ktoś ją w końcu ze mnie ściągnie!
Zobaczyłem jak Seiji się po ruszył i już po chwili zrobiłem mi się lżej. Dużo lżej.
- Nie wiesz, że moich rzeczy się nie dotyka? - wysyczał do niej z takim jadem, że aż się przeraziłem. I mniejsza z tym, że nazwał mnie rzeczą. Przywykłem do przedmiotowego traktowania, chyba.
Wczołgałem się na kanapę i odetchnąłem z ulgą. Przynajmniej do czasu, gdy nie zorientowałem się, że siedziałem obok Ito. O matko! Bylebym się tylko czerwony nie zrobił.
Do naszych uszu dobiegł nagle przeraźliwi jęk tej kobiety. Popatrzyłem na Max'a. W końcu to jego siostra. Nic nie zrobi?
- Co się tak gapisz? Jak ja ci się dobiorę do dupy, to ci nawet Aida nie pomoże – no jakbym nie wiedział. I oczywiście najlepiej by było, jakbym siedział cicho, ale po prostu nie mogłem.
- Nie byłby potrzebny, nawet średnio rozgarnięty inwalida by sobie z tobą poradził – widocznie ja byłem niżej nawet od takiego inwalidy, bo sobie rady z Max'em nie dałem. Ale co tam. Popatrzyłem na niego z tryumfem wymalowanym na twarzy. Standardowo jego wzrok mógłby zabić. Ale na szczęście to tylko wzrok i nic więcej.
- Strasznie wyszczekany dzisiaj jesteś – wtrącił się Jiro. Już nie będę, tylko niech on wyłączy się z tej rozmowy. W momencie gdy miałem coś odpowiedzieć wszedł Seiji, oczywiście bez Miry. Ciekawe co się z nią stało...
- Ty, utemperuj trochę tego swojego szczeniaka – odezwał się Morri.
- Może ktoś chce mnie wyręczyć? Ja jestem już zmęczony – popatrzył na mnie szczęśliwy. Normalnie miałem ochotę wydrapać mu te oczka. Przysięgam, że kiedyś to zrobię!
- Ja mogę – usłyszałem głos zza pleców i aż mnie ciarki przeszły. Nie odwróciłem się, wiedziałem kto to powiedział. I to była chyba dla mnie najlepsza opcja. Chociaż wolałbym żeby nikt nie podejmował tego zadania. Ito pociągnął mnie lekko za koszulkę, na znak tego, że mam wstać. Oczywiście wykonałem polecenie bez najmniejszych oporów. Gdy wychodziliśmy Seiji rzucił tylko jeszcze jedno zdanie.
- Najpóźniej masz mi go oddać za tydzień – to wszystko. Isao nawet nie odpowiedział. Po prostu wyszliśmy. Poprowadził mnie do wyjścia. Chwilę później siedzieliśmy w jego limuzynie. Byłem spięty jak cholera, on natomiast był całkiem wyluzowany. Tak mi się przynajmniej wydawało, bo zawsze wyglądał tak samo.
- Dlaczego mnie stamtąd zabrałeś? - nie mogłem znieść tej ciszy.
- Nie wiem – a co? Ja mam wiedzieć?
- A jakoś tak bardziej konkretnie? - na niego jak się nie naciśnie to nic nie powie. Popatrzył na mnie złowieszczo. Tak, on też potrafi.
- Już powiedziałem – o dziękuję. Właśnie o taką odpowiedź mi chodziło. W pełni mnie usatysfakcjonowała. Do jasnej cholery, normalnie kupię mu ten słownik żeby miał większy zasób słów!
- Kim był ten koleś z długimi włosami? - szybka zmiana tematu, bo go chyba zdenerwowałem.
- Minoru Miki – a coś więcej? Nie wywróżę sobie z jego nazwiska jaką jest osobą. Nie potrafię.
- I? - dlaczego to ja muszę prowokować jakąkolwiek rozmowę?
- Spodobał ci się? - chyba zrobiłem się czerwony.
- Nie o to spytałem – ledwo co to wyjąkałem. Ten koleś jest straszny. Zawsze musi trafić w sedno sprawy.
- Chyba przez najbliższy tydzień będę zmuszony pokazać ci, kto z nich jest najlepszy – po tych słowach moje oczy zrobiły się tak duże jak zakrętki od słoików a szczęka opadła po kostki. Nigdy nie podejrzewałbym, że Isao może być o mnie zazdrosny w tak otwarty sposób. Albo tylko tak mi się wydawało.

24. Dzielnice

Cóż za piękny obrazek ukazał się przed mymi oczyma. To nie było stworzenie świata, to był najprawdziwszy armagedon! W życiu nie czułem się tak skopany. Nie mam pojęcia, co na celu miał Aida przyprowadzając mnie w to miejsce. Tam byli wszyscy dzielnicowi! Przynajmniej tak mi się wydawało, bo dwójki nie znałem. Pierwszą osobą którą zobaczyłem był oczywiście Isao, nie trudno było pominąć spojrzenie mówiące mam cię w dupie. Chociaż do tego gościa zawszę będę czuł jakiś sentyment. To z nim były te pamiętne truskawki. Od tamtej pory żadnej nie jadłem... Później moje oczy spotkały się z morderczym spojrzeniem Maximiliana. No tak jakbym mu coś zrobił. Wiecie co, tak popatrzeć się na mnie potrafił jeszcze tylko Aida i może też Jiro. Tak, on też tam był. Najgorsze było to, że z nim miałem najbardziej na pieńku. Kolana zaczęły mi się trząść. Czy ktoś wie jakie to uczucie, nie móc zrobić kroku?! Seiji szarpnął mnie mocniej tak, że choćbym nie chciał to i tak się ruszyłem. Weszliśmy i drzwi zamknęły się za nami. Z moim szczęściem wylądowałem w możliwie najgorszym położeniu. Chodzi mi o miejsce, która zająłem. Z mojej prawej strony siedział Aida, to było dosyć oczywiste, z lewej Ito. Jednak najgorsze było usadowione przede mną. Prawdziwa bestia, przed którą uciekłem tylko cudem. Wspaniały pan Jiro. Wiedziałem, że się na mnie patrzy, tak jakby chciał mnie zabić. I pewnie chciał to zrobić. Gdybym nie był większym tchórzem to popatrzyłbym się tak samo, ale nie. Jestem tchórzem bardzo dumnym z tego faktu. Ach, prawie zapomniałem były jeszcze dwie osoby. Tajemnicza nieznajoma i nieznajomy. Jedyna laska w towarzystwie. Jeśli była dzielnicową, to fakt, że była kobietą sprawiał, że jej obawiałem się najbardziej. Dlaczego? Pewnie dlatego, że żadna kobieta o zdrowych zmysłach nie chciałaby przebywać z tymi napalonymi kreaturami. No chyba, że była napalona tak, jak oni. Ale to mało prawdopodobna wersja. Trzymajmy się tego, że pod sukienką miała jaja. Jeszcze ten nieznajomy. Może to jakaś moja rodzina? Jeśli tak, to byłbym uratowany. Pomyślałem tak tylko dlatego, że miał podobny kolor włosów. I ogólnie był taki ładny jak ja. Co tu się oszukiwać, gdybym nie miał tak słodkiej buźki, nie spałbym z trzema dzielnicowymi i by mnie tu nie było. Ot, fakt. Ten koloropodobny do mnie był bardzo lichej budowy. Wyglądał jakby miał się zaraz rozlecieć, taka porcelanowa laleczka. Mi się strasznie podobał.
- Co chcesz do picia? - z odrętwienia wyrwał mnie głos Aidy.
- Formalinę – właściwie to nawet nie zastanowiłem się nad tym, co powiedziałem. Jak zwykle. Wszyscy zebrani popatrzyli się na mnie z wymalowanymi głupawymi uśmieszkami. No wszyscy oprócz Aidy. Jego uśmiechanie się ogólnie boli, więc pewnie wyszedł z założenia, że zaprzestanie tego bolesnego rytuału. Szkoda, że tylko tego. O i jestem ciekawy, co tym razem dla mnie wymyślił. Mam nadzieję, że poczeka z tym do powrotu. Nie chcę żeby inni widzieli jak cierpię. To byłoby straszne. Chociaż może ktoś by go powstrzymał? Przypuszczam, że nie. Dla nich wszystkich pewnie byłaby to świetna rozrywka.
- Obiecuję, że spełnię twoją prośbę od razu po powrocie – popatrzył na mnie krzywo, no jakby prosto nie umiał. Pfff, czy ja przypadkiem nie za bardzo się zrelaksowałem? Przecież nie przesiedzę całego wieczoru pocąc się ze strachu.
W końcu wyszło na to, że nie miałem pojęcia co mi zamówił. Modliłem się tylko żeby nie było za mocne. Jeszcze się za odważny zrobię i później będzie płacz.
- Ne, Isao zabawmy się dzisiaj – powiedziała jedyna kobieta w towarzystwie. Mi się aż gorąco zrobiło. Ito z kobietą?! Lekko prychnąłem. Przepraszam, ale nie byłe w stanie sobie tego wyobrazić. Nie wiem dlaczego. Po prostu on mi nie pasował do kobiet i tyle. Poza tym, Ito był za doskonały jak dla niej. Ten chuderlak w ogóle do niego nie pasował.
- Coś ci nie pasuje szczeniaku?! Co?! - o w mordę. Prawie do mnie skoczyła z pazurami, tylko Maximilian ją przytrzymał. Ona naprawdę chciała mi coś zrobić! Ja się nie bawię z takim towarzystwem. To jest zbyt niebezpieczne.
- Uspokój się napalona wiedźmo – chyba jednak zostanę. Oni wszyscy się tak do siebie odnoszą? Chcę tego posłuchać. Znowu zachciało mi się śmiać. Doszedłem do wniosku, że u tych dzielnicowych to jest jakoś odwrotnie. W pojedynkę są bardziej straszni niż całą grupą. Co jest poniekąd dziwne.
- Że co? Myślisz, że skoro jesteś moim bratem, to wolno ci się tak do mnie odnosić. Obiecuję, że cię zabiję! - co za dzika kobieta. Nie będę więcej przy niej prychał. Boję się jej. Wiem, że na pomoc Aidy nie ma co liczyć. Przypuszczalnie ona biega szybciej ode mnie, więc bym nie uciekł. I to wszystko zaprowadziło mnie do jednego wniosku. Nie prychać! I jeszcze chwila moment. Ona powiedziała brat. Brat?! To sobie rodzinny biznes załatwili. Super. Kolejny powód do tego, by znią nie zaczynać.
- Obiecywałaś już setki razy. Spełnisz kiedyś tą obietnice, czy mam ci zademonstrować, jak to zrobić? Oczywiście na twojej osobie – ziewną, wspaniały pan Max ziewną. Dobrze, że nie ma wglądu do mojej głowy, bo za Max'a zostałbym zabity. Pamiętam tę jego obsesję i raczej długo jej nie zapomnę...
- Na Boga! Zamknijcie się wreszcie! - wtrącił się Jiro. Mi ogólnie ich kłótnia nie przeszkadzała, dopóki nie była o mnie.
- Mira zaczęła – powiedział jak małe obrażone dziecko. Ja tu zwariuję. Przysięgam, oszaleję! Muszę wyjść, przecież nie będę się przy nich śmiać. Dalej się trochę bałem.
- Muszę wyjść do łazienki... - wyszeptałem ledwo słyszalnie do Seiji'ego.
- Idź, tylko się nie zgub po drodze. Marny twój los jeśli będę musiał cię szukać – wierzę na słowo i nie zamierzam sprawdzać. Aczkolwiek z moją orientacją trudno będzie się nie zgubić. Ale dla dobra swojej pupci muszę się postarać.
Wyszedłem i jakoś bez problemów trafiłem do WC. Tyle, że już mi się śmiać nie chciało. Wracać też mi się nie chciało. Może jakbym uciekł, to... Nie! Nie ma szans na to, że moja ucieczka się uda. Żadna się nie udała, a po każdej próbie bolało.
Oparłem się o parapet i popatrzyłem przez okno. Już czułem zapach wolno...
- Czy twoim zdaniem nie pasuję do kobiet? - gdy usłyszałem te słowa nad uchem dosłownie podskoczyłem. To był, ja przecież, ja, to znaczy on, ja doskonale znałem ten głos! Ito! Odwróciłem się gwałtownie by sprawdzić swoje przypuszczenia. No, sprawdziły się.
- Tak, to znaczy nie... - czemu ja przy nim nie mogę powiedzieć nic sensownego. Ponadto on w ogóle nie poprawiał sytuacji. Cały czas ten obojętny wyraz twarzy.
- Więc zostałeś kochankiem Aidy? - chociaż bardziej wyglądało to na stwierdzenie niż pytanie.
- Ja tego w ogóle nie chciałem! - krzyknąłem lekko oburzony. I zaraz, czemu ja się przed nim tłumaczyłem?
- Oczywiście – lekko się ode mnie odsunął. Co ja, trędowaty? To, że Seiji mnie dotykał, nie znaczyło, że cały jego syf przeszedł na mnie.
- Czemu tu przyszedłeś? - pewnie chciał mnie wykorzystać! Jestem tego pewny! Rozszyfrowałem go. Ha!
- Zapalić – I faktycznie. Otworzył okno i zapalił papierosa. Tylko czemu w łazience? Na pewno było jakieś miejsce do tego przeznaczone. Przynajmniej tak mi się wydawało. Stałem, jak ten kretyn i przyglądałem się jak Ito się zaciąga. Czy coś takiego, jak racjonalne myślenie we mnie umarło? Ale to nie było najgorsze. Ja chciałem żeby zgasił tego cholernego papierosa i mnie pocałował. Bo w końcu kto jest ważniejszy? Raczej ja. Przynajmniej w moim mniemaniu.
- Aida będzie cię szukać – wymamrotał prawie do siebie. Dobrze, że nie jestem przygłuchy, bo bym nie usłyszał.
- Masz rację – całe napięcie ze mnie zeszło. Byłem święcie przekonany, że nic mi już nie zrobi. Więc odwróciłem się i już prawie poszedłem, tylko Isao złapał mnie za ramię i przyciągnął do siebie. Oparł mnie o drzwi do jednej z toalet i pocałował. O rany, to było coś nieziemskiego. Poczułem się jak w niebie. Nasze usta były złączone, a ja nie miałem nic przeciwko. Nie przeszkadzał mi nawet zapach papierosów. Oddałem się mu całkowicie. Czułem jak jego język bawi się moim i nie zamierza przestać. Jego ręka zjechała na mój pośladek i lekko go ścisnęła. Zamruczałem z rozkoszy. Na koniec tylko lekko przygryzł moją dolna wargę. Popatrzył na mnie i wyszedł bez słowa wyjaśnienia. Ja za to byłem dalej nieprzytomny. Można powiedzieć, że byłem dwadzieścia centymetrów nad podłogą. Popatrzyłem w lustro. Moja twarz okryła się jasnym, czerwonym odcieniem. Świat mi wirował przed oczami. I jak ja do cholery wrócę teraz do tamtego pomieszczenia?!

23. Dzielnice

Gdy się obudziłem byłem sam w pokoju. Goły i wesoły, z tym wesołym to tak nie do końca. Jeżeli dzisiaj będę musiał przechodzić przez wszystkie tortury Seiji'ego, to na pewno umrę. Nie widziałem dalszej opcji na życie. Stanąłem przy oknie i popatrzyłem z wielką zazdrością na tych wszystkich wesołych ludzi. Choć nie wiem jak na dzielnicy Aidy można się cieszyć, ale cóż różnie bywa. Jedna samotna łza spłynęła mi po policzku. Teraz czułem zupełnie inny ból niż ten cielesny. Dużo gorszy. Gdybym tylko mógł, to wyzbyłbym się tych wszystkich niepotrzebnych uczuć smutku, żalu, bólu, rozpaczy. Ci wszyscy ludzie tam na dole nie wiedzieli nawet, że ktoś może tu tak cierpieć. Farciarze, też bym tak chciał patrzeć na świat bezproblemowo. Opierając się o parapet i bluzgając na Seiji'ego jak się tylko dało, oczywiście w duchu, nie zauważyłem, jak ten wyżej wymieniony wszedł do pokoju. Oparł się o parapet tak samo jak ja. Z taką tylko różnicą, że stanął za mną i zamknął mnie w swoim żelaznym uścisku. Wzdrygnąłem się lekko, byłem pewien, że zaraz się zacznie.
- Przesadziłem wczoraj? - pocałował mnie przy tym delikatnie w szyję. Czasami się zastanawiam czy ten mężczyzna jest zdrowy psychicznie. Nikt normalny nie przyszedłby po czymś takim i tak zwyczajnie nie spytał, czy wczoraj przesadził. To zabrzmiało jakby wczoraj dał mi lekko w twarz i dzisiaj tego pożałował, bo przemyślał sytuację. Jaja sobie chyba ze mnie robi. I co ja mam mu teraz powiedzieć. Boję się przy nim teraz oddychać, a co du dopiero mówić o jakiejkolwiek rozmowie. Nic nie powiedziałem, chociaż to też było ryzykowne wyjście. Westchnąłem tylko lekko. On nawet nie nalegał na odpowiedź, na razie. Odsunął się ode mnie i chyba przez jakiś czas mi się przypatrywał. Pewności nie miałem, z prostych przyczyn. Stałem tyłem. Jeśli oceniał szkody, jakie mi wczoraj wyrządził, to wyjdzie mu tego bardzo dużo.
- Czego chcesz? - denerwowało mnie już to całe stanie w wielkiej i przygnębiającej ciszy.
- Dalej czekam na odpowiedź – powiedział zimnym i wyrachowanym tonem głosu. Jeśli chce, to ja też będę tak grał. Też potrafiłem mówić nieczule i oschle, przynajmniej tak mi się wydawało.
- Sam powinieneś wiedzieć. Chyba masz oczy? Widzisz jak ja wyglądam?! - to brzmiało raczej jakbym miał się rozpłakać. Zupełnie jakbym wpadał w histerię. Nie tak to miało wyglądać! Głupi Jun!
- Dokładnie nie widzę, bo stoisz tyłem. Poza tym nie wyglądasz tak tragicznie. Jesteś jednym z moich kochanków, który po nocy ze mną wygląda nawet dobrze – on sobie bezczelnie teraz ze mnie kpił! Nie żartuję, ani nic nie przerysowuję, chociaż mam do tego tendencję. A poza tym, co on ma na myśli mówiąc, jeden z jego kochanków? Ja nim nie jestem. No chyba, że pan wielki już mnie nim mianował, a ja oczywiście nie miałem nic do gadania. Bo po co?! Jak coś do ruchania może mieć w ogóle swoje zdanie. Usta mam chyba tylko po to, by mu robić laskę! Ah tak! Jeszcze żeby wydawać prowokujące dźwięki, to wszystko. Ot, cały mój obraz. Boże tylko nie stwarzaj nikogo na me podobieństwo. Czyżbym zaczynał już bluźnić? Mam do tego prawo, człowiek rozchwiany emocjonalnie ma prawo do wszystkiego! Ja tak powiedziałem i tak jest!
- Kochanek? Mam nadzieję, że masz na myśli takiego na jedną noc – aż się odwróciłem i popatrzyłem na niego. Nadziejo przynajmniej teraz nie okazuj się fałszywa.
- Żartujesz sobie ze mnie? Niby dlaczego miałbyś być na jedną noc. Teraz będziesz tylko mój – błagam wszystko, tylko nie to.
- Błagam, przemyśl sobie to wszystko jeszcze raz, ja... - nie skończyłem, bo głos mi się załamał, jak zobaczyłem, że twarz Seiji'ego zaczyna nagle poważnieć i pochmurnieć. Byłem zmęczony i nie miałem w planach denerwowania go dzisiaj. A jednak mi się udało. Wspaniale! No, nareszcie mogę być z siebie dumny, potrafię zdenerwować go nawet gdy tego nie chcę.
- Mam sobie przemyśleć? Przemyśleć tak?! Nie kpij sobie ze mnie Kimura. Ty myślisz, że do kogo mówisz?! Co?! - nie mam pojęcia co go tak zdenerwowało, naprawdę nie wiem, co ja takiego powiedziałem.
- Nie chciałem cię zdenerwować – tak naprawdę nie chciałem żeby mnie znowu bił albo gwałcił. Nie chciałem żeby mnie dotykał, patrzył nam nie i do mnie mówił. W ogóle go tu nie chciałem. Gdybym to tylko powiedział, to pewnie by mnie wykończył w jakiś najboleśniejszy sposób.
- Tak? Coś niesamowitego, ty nie chciałeś mnie zdenerwować. Trzeba to gdzieś zapisać – w tym momencie jawnie sobie ze mnie zakpił.
- To weź i sobie zapisz, a mnie zostaw – burknąłem, jak zwykle nie przemyślawszy sobie tego. Atmosfera i tak już była bardzo napięta, a ja wszystko pogarszałem. To raczej normalne.
- Dopiero co cię odzyskałem, nie zostawię cię tak łatwo Jun – złapał mnie za rękę i wywlókł z pomieszczenia. Nie, w ogóle się nie przejmowałem tym, że byłem nagi. Przecież każdy kiedyś chodził nago po korytarzu pełnym ludzi! Jeśli mi uwierzyłeś to jesteś idiotą! Pewnie znowu wrzuci mnie do jakiegoś pokoju i tam będzie robił ze mną, co tylko mu się spodoba. Aż mnie ciarki przeszły. Ja nawet nie potrafię sobie tego wyobrazić. Jak on to do cholery wszystko wymyśla?! Jeśli ma taką bogatą wyobraźnię, to niech jakąś książkę napisze bądź poradnik. Oczywiście wrzucił mnie do jakiegoś pokoju. Jednak kazał mi się umyć, ubrać w przygotowane ciuchy i być gotowym za godzinę. Tylko tyle? Jak dla mnie bomba. Tylko po co? Wiem, że byłe nagi, ale coś mi nie pasowało. No nic, zrobiłem tak, jak chciał. Napuściłem sobie do wanny cieplutkiej wody, nalałem płynu i już po chwilo leżałem w pachnącej wodzie. Jakie to było przyjemne uczucie. Zamyśliłem się na chwilę. Jakby było przyjemnie, gdyby ten świat, w którym teraz jestem nie istniał. Albo przynajmniej gdyby nie było w nim Aidy. To by było życie. Na tym gdybaniu straciłem 45 minut. Więc do godziny zero zostało mi tylko 15! Szybko wyskoczyłem z wanny powycierałem się i podszedłem do pudełka z ciuchami. Jakoś tak niepewnie się mu przyglądałem. Miałem nadzieję, że nie znajdę tam jakiejś falbaniastej, super słodkiej sukienki. Otworzyłem pudło i wziąłem pierwszą lepszą szmatkę, gdy ją zobaczyłem odetchnąłem z ulgą. Była to czarna bluzka na ramiączkach z jakimś abstrakcyjnym logo, nawet taka całkiem. Ubrałem ją i sięgnąłem po spodnie. Jakoś mniej mi przypadły do gusty, ponieważ były czerwone. Czerwone! Będę się rzucał w oczy jeszcze bardziej. Nie chcę tego, ale jak wejdzie Aida, a ja będę stał i modlił się nad tymi spodniami, to mogę być pewny, że w sekundzie znalazłby mi coś dużo gorszego. Westchnąłem i wcisnąłem TO na siebie, oczywiście były to rurki. Tak cholernie ciasne, że prawie nie mogłem się ruszać. Z trudem schyliłem się po buty. W momencie kiedy kończyłem wiązać drugiego wlazł Seiji. Popatrzyłem się na niego i wstrzymałem oddech. Nie wiem czemu, bliżej nieokreślony odruch. Popatrzył na mnie i lekko się uśmiechnął. Chyba bardzo lubi, jak ktoś prowokacyjnie wygląda. Ja nie lubię, cholernie nie lubię, szczególnie kiedy to dotyczy mojej osoby.
- Ładnie wyglądasz – powiedział mi wprost. No cóż on też wyglądał niczego sobie, ale przecież mu tego nie powiem. Nie jestem głupi. Nie będę mu prawić komplementów, bo jeszcze pomyśli, że go polubiłem. Nic z tych rzeczy.
- Dzięki – odburknąłem od niechcenia, lekko się rumieniąc. Trochę dziwna sytuacja. W ogóle kiedy on gdzieś wchodził atmosfera robił się jakaś dziwna. Pewnie dlatego, że był niezrównoważony, innej opcji nie widzę. Chociaż nie widzę jej pewnie dlatego, że jestem ograniczony. Cholera! Znowu zaczynam myśleć o głupotach.
- To idziemy. Mam cię prowadzić za rękę, czy pójdziesz samodzielnie? - ogólnie, to nie miałbym nic przeciwko temu, żeby mnie trzymał. Nie, wróć. On mnie niedawno bardzo, bardzo brutalnie zgwałcił. Powinienem go teraz z całych sił nienawidzić, więc czemu? Czemu tego nie robię? Ja chyba też jestem psychiczny. Pod tym względem doskonale uzupełniam Aidę. On narwany, niezrównoważony dupek, ja... No właśnie, co ja? Wiem jaki jestem i za dużo by mi nad tym zeszło. W każdym bądź razie, wypadałoby coś mu odpowiedzieć, dopóki mnie nie bije.
- Sam pójdę – mógłby to odczytać, jak wieź mnie i poprowadź. Pewnie nawet jakby zauważył, na co mam ochotę, nie zrobiłby tego. Taki on jest. Tak sobie za nim spokojnie szedłem, prawie w ogóle się nie denerwując. Wyszliśmy przed budynek. Czekała na nas czarna limuzyna. Z wrażenia prawie otworzyłem usta. Ja wsiadłem pierwszy, Aida za mną i pojechaliśmy. Tylko gdzie? Wypadałoby spytać. Ogólnie to by było lepiej, gdyby on mi o tym powiedział.
- Gdzie jedziemy? - no co? Ciekawy byłem.
- Do klubu – spokojnie odpowiedział. Jeszcze nigdy nie słyszałem, żeby tak spokojnie mówił. Ja za to byłem cholernie skrępowany. Nie wiedziałem gdzie zawiesić wzrok, bo ten kretyn cały czas się na mnie patrzył. W końcu zapatrzyłem się na czubek własnych butów. Musiałem wyglądać głupio. Czułem, że byłem cały czerwonym, dłonie zaciskałem nerwowo na kolanach i do tego jeszcze wzrok wbijający się w buty. Normalnie bomba. Ale nie wiedziałem, co miałem robić. Więc robiłem to, co wychodziło mi najlepiej, czyli wstydziłem się. W milczeniu dojechaliśmy do tego klubu. Klub nazywał się Ame*. No, nazwa prawie zachęcająca. Nie miałem wyjścia, musiałem tam wejść. Mowę mi odebrało, jak tam wszedłem. Wszystko było takie lśniące, nowiutkie, ładne i eleganckie. Kręcili się tam bardzo gustownie ubrani ludzie. A ja w tych czerwonych spodniach w ogóle tam nie pasowałem. Seiji chyba chciał, żebym złapał jakiś kompleks niższości. Udało mu się. Czułem się tam nikim. Od tych wszystkich ludzi aż śmierdziało pieniędzmi. Aż się niedobrze robiło.
Kiedy ci bogacze zobaczyli Aidę zaczęli mu się kłaniać i tak ładnie obłudnie uśmiechać. Po co on mnie tu przywiózł?! Nie lubię takich miejsc. Seiji wyczuł moją niepewność, nic w tym dziwnego, ten koleś kieruje się chyba tylko instynktem. Złapał mnie za rękę. O rany, jego dłoń była tak przyjemnie ciepła. Weszliśmy po schodach na pierwsze piętro. Tam ludzi w ogóle nie było. Naprzeciwko nas znajdowały się duże czarne drzwi. Weszliśmy i prawie serce mi wyskoczyło. Nigdy nie myślałem, że tego dożyję! Ja w ogóle nie byłem na to przygotowany! Chciałem uciekać, ale nic z tego. Dłoń Aidy mocno trzymała moją.

Bonus (Seiji Aida)

BONUS (Seiji Aida)
Uwaga! Jeśli nie czytałeś/aś poprzedniej notki (22), to nie czytaj tej.
***
 
Doskonale wiedziałem, że dzieciuch z nikim nie spał, ale patrzenie na to jak cierpi za nic, sprawiało mi najwięcej przyjemności. Każdemu coś sprawia przyjemność. I wcale nie jestem aż tak bezdusznym dupkiem, gdybym nim był, nie dałbym mu zmrużyć oka przez najbliższy tydzień. A mam w planach coś innego. Pewnie po drodze zdenerwuje mnie jeszcze parę razy, ale to bardziej jego problem niż mój. Oh, Jun zaczął odpływać do swojej krainy baśni. Pewnie znowu wymyślał jakieś niestworzone historie. Już ja sprawię, że przez najbliższy czas nie będzie wstanie myśleć o niczym innym, tylko o mnie. Dla własnej przyjemności wbiłem mu w bok pazury. Tak przyjemnie zawył z bólu, że chyba będę to częściej praktykował.
- I jak? Podoba się? - chociaż nie musi, to mi ma sprawiać przyjemność, a nie jemu. Taka rola dziwki.
- A jak myślisz?! Sorry, ty nie myślisz. Natychmiast przestań mi wbijać te paznokcie! - ten gówniarz jeszcze nie poją gdzie jego miejsce! Sam sobie kopie grób, a później chce się z niego wydostać. Ale bez obaw, nauczę tego głupiego szczeniaka manier! Doskonale wie, jak w sekundzie mnie wkurwić. Przestałem go trzymać, a on dalej z uporem maniaka leżał na tym przeklętym biurku!
- Odwróć się - chyba muszę strasznie wyglądać skoro zrobił taką wystraszoną minę.
- Co teraz? - nie uratuje go nawet super słodki głosik.
- Otwórz usta.
- Co?!
- Otwieraj albo włożę ci na siłę! - doskonale wiem co sobie pomyślał. Zrobiłbym to, gdyby nie lepszy plan. Już za chwile będzie pode mną leżał i wił się z rozkoszy, ale tylko przez bardzo krótki okres czasu. Zrobię z nim to, na co zasługuje taka nic nie znacząca dziwka, jak on.
- Nie ma szans!
- A chcesz się założyć?! - tak Jun, dalej mnie wkurwiaj. Ale wsadziłem to, co chciałem. Grzeczny chłopiec nawet połknął tabletkę bez wybrzydzania.
- Co to było? - zaczyna się bać. Bardzo dobrze, to podnieca mnie jeszcze bardziej.
- Obeszłoby się bez tego, gdybyś trzymał gębę na kłódkę - tak naprawdę, to by się nie obeszło. Już dawno miałem to w planach, tylko mi uciekł. Za to będzie dzisiaj podwójnie cierpiał.
- Ale ja pytam, co to była za tabletka?! - panikuj coraz bardziej, a ja będę się tym sycił. Właśnie dlatego chcę, żeby jeszcze trochę pożył. Już dawno z nikim się tak świetnie nie bawiłem. Owszem nieraz myślałem, żeby się go pozbyć, ale jeszcze nie teraz. Za mało mi dał. Chcę wziąć jak najwięcej, później pomyślę jak go wykończyć.
- Tak najprościej, dzięki temu będziesz odczuwałem dwa razy mocniej rozkosz, ale także i ból. Zaraz powinno zacząć działać – mam nadzieję, że zrozumiał. Dmuchnąłem mu lekko w twarz, tak dla zabawy.
Wziąłem go za ręce i posadziłem okrakiem na biurku. Przejechałem dłonią po wewnętrznej stronie jego uda i polizałem po szyi. Łatwo było zauważyć, że tabletka zaczyna działać. Pewnie był już cały rozpalony, wszystko zdradzała jego podniecona twarzyczka. I to wszystko po tak małej pieszczocie. Musiałem szybko wkroczyć do akcji. Zacząłem jeździć językiem po jego szyi, od czasu do czasu lekko ją przygryzając. On w tym czasie sapał mi nad uchem, jak lokomotywa. Byłem prawie pewien, że jeszcze chwila i dojdzie. Zacząłem zjeżdżać do jego niższych partii ciała. Lizałem go po sutkach, później po pępku. Też zaczynałem coś odczuwać, albo inaczej. Powoli udzielało mi się jego podniecenie. Wiedziałem, że wystarczy mały, bardziej stanowczy gest z mojej strony i będzie po wszystkim. Złapałem zębami za skrawek majtek Juna i je ściągnąłem. Nie mam pojęcia co sobie w tej chwili pomyślał ten cholerny bachor. Widziałem tylko jak na jego twarzy mignął uśmieszek. Ma szczęście, że nie potrafię czytać w myślach. Ale przynajmniej go zawstydziłem. Zaczerwieniłem się chyba do granic swoich możliwości. Złapałem go za penisa i lekko polizałem, to wystarczyło, żeby doprowadzić go do wytrysku. Jednym słowem dziecko. Jęknął przeciągle i podniecająco. Oddychał bardzo ciężko. Więc to tak wyglądał Jun rozpalony do granic możliwości. Tylko nie podobał mi się jeden mały fakt. On już skończył, a ja jeszcze nawet nie zacząłem.
- Jun, nie sądzisz, że to trochę za szybko? Ja się jeszcze nawet nie podnieciłem. Jak zwykle myślisz tylko o sobie – uśmiechnąłem się wrednie. Nawet nie raczył mi odpowiedzieć. Opadł tylko całkowicie na blat i łapał oddech. Skoro nie chciał mi udzielić odpowiedzi, to go do tego zmuszę. Najzwyczajniej w świecie wymierzyłem mu policzek. Łzy napłynęły mu do oczu. Oczywiście uderzenie spotęgowało działanie tabletki.
- Za co? - dla zabawy, dlatego, że jesteś mój, dlatego, że mam władzę i dlatego, że miałem taką ochotę. Każdy powód jest dobry.
- Co się stało? Ból nie sprawia ci już takiej przyjemności? Jaka szkoda, bo od tego momentu będzie twoim jedynym przyjacielem – Ten bezczelny dzieciak chciał mi oddać. Chciał uderzyć mnie w twarz tak, jak ja to zrobiłem! Tak się nie będziemy bawić. Z przyjemnością wykręciłem mu tą jego chudą rączkę. Ale na tym nie poprzestałem. Złapałem go za włosy i rzuciłem nim o ścianę. Gdy upadł wyszeptałem mu do ucha:
- A teraz wyśpiewasz ilu rebeliantów cię miało – lepiej, żeby nie wiedział na razie, że bawię się nim dla własnej przyjemności. Niech będzie przekonany, że przyświeca mi jakiś cel.
- Nikt.
- Jeśli masz kłamać, lepiej w ogóle nic nie mów! - skrzywiłem się i włożyłem mu dwa palce do buzi. Teraz przynajmniej nic nie powie. Poczułem jak lekko drży, ale nie zrobiło to na mnie większego wrażenia. Nie on pierwszy i nie ostatni pode mną drżał. Odwróciłem go twarzą do ściany. Jego ręce przytrzymałem sobie lewą dłonią . Oczywiście wiadomo, że wsadziłem te dwa place bez żadnych zahamować w jego tyłek. Oh, kolana aż się pod nim ugięły. Jednak byłem tak wspaniałomyślny, że nie pozwoliłem mu upaść. Zacząłem gwałtownie ruszać palcami w jego wnętrzu. Szczeniak przygryzł sobie wargę żeby nie wydawać dźwięków. Krew spłynęła mu po brodzie i skapnęła na podłogę.
- Jęcz mała dziwko! Jęcz tak, jak to robiłeś wcześniej! - bardzo nie lubię jak ktoś się powstrzymuje. Po prostu doprowadza mnie to do szału
- Nie... - a on odważył się mi odmówić!
Co?! - puściłem go. Upadł na kolana. Z podłogi będzie miał bardzo dobry widok. A ja będę miał świetną zabawę! Mam nadzieję, ze przeżyje. Trudno będzie sobie znaleźć drugą taką ofiarę losu.
Spodobał mi się jego wyraz twarzy na widok ściąganego pasa.
- Co chcesz z tym zrobić?
- Nauczyć cię pokory. Pamiętasz? Teraz nawet drobne skaleczenie bardzo by cię bolało. Nie, chyba jednak nie pamiętasz, skoro cały czas mnie prowokujesz. Z chęcią ci o tym przypomnę - powiedziałem to z bardzo duża przyjemnością. Zacząłem go bić. Dostał w brzuch, twarz, parę razy po plecach i nogach. Zwijał się z bólu, krzycząc i jeszcze bardziej mnie podniecając. Uwielbiam czuć władzę. Sprawia mi wielką przyjemność patrzenie na kogoś cierpiącego, tym bardziej kiedy ode mnie zależy jego życie.
- Przestań, błagam cię przestań! - dawno nie słyszałem tak słodkich jęków.
- Teraz będziesz się słuchał?
- Tak... - i o to właśnie chodziło. Uklęknąłem przed Junem i pchnąłem go lekko, tak że przewrócił się na plecy. Podniosłem jego nogi i położyłem na swoich ramionach. Rozpiąłem rozporek i wszedłem w niego. Zawył. Wył głośno i rozpaczliwie, z każdym moim nawet najdrobniejszym ruchem. Nie spieszyłem się w ogóle, chciałem żeby to trwało jak najdłużej. Pieprzyłem go bardzo powoli i dokładnie. Unosił się i opadał, tak jak ja tego chciałem. I tak właśnie ma się zachowywać moja posłuszna dziwka. Tylko raz odważył się na mnie spojrzeć. Gdybym chciał, to poniżyłbym go jeszcze bardziej i kazał patrzeć mi się prosto w oczy, ale to zostawię sobie na następny raz. Skończyłem w nim. Spokojnie z niego wyszedłem i zapiąłem spodnie. Przed wyjściem powiedziałem tylko:
- Wrócę jutro ponownie spytać, ilu cię brało. Mam nadzieję, że się namyślisz – tak dla zabawy i czystej przyjemności. Po czym zgasiłem mu światło i wyszedłem. Nie mam pojęcia, co się będzie z nim teraz działo i szczerze mnie to nie obchodziło. Mnie interesowało tylko jego ciało, tylko to było i pozostanie w nim wartościowe. A co najważniejsze należało do mnie.

22. Dzielnice

Każdy głupi trzymałby się jakiejś tam nadziei, ja na swoje nieszczęście taki głupi nie byłem. Przeczuwałem, że stanie się coś strasznego. Trudno było nie przeczuwać, skoro miałem boleśnie ściśnięte, każdy wie co. Nie minęła sekunda, a moje spodnie z prędkością światła zjechały w dół. Co oznaczało, że zaczyna się robić coraz gorzej. Nie miałem pojęcia co teraz siedziało w jego głowie i szczerze mówiąc nawet nie chciałem wiedzieć. Po co mi taka wiedza? Jak dla mnie zbyteczna. Chociaż przeczuwałem, że lada moment i tę bezużyteczną wiedzę będę miał w małym palcu. Co ja bym dał, żeby jej teraz nie praktykować. Seiji chyba się zorientował, że się zamyśliłem. Skąd wnioskuję? Ano stąd, że od razu coś mnie zabolało. I to wcale nie był tyłek pieprzeni perwersi. Wracając, poczułem jak wbija pazury w mój bok! Myślałem, że zwariuję!
- I jak? Podoba się? - zamruczał mi do ucha.
- A jak myślisz?! Sorry, ty nie myślisz. Natychmiast przestań mi wbijać te paznokcie! - teraz właśnie mogę powiedzieć amen. Dobrze, że nie widziałem jego twarzy. Pewnie przypominał diabła. Ale jakby na to nie spojrzeć, poskutkowało. Pewnie spotka mnie coś dużo gorszego. A może nie? Poczułem jak rozluźnia uścisk. To znaczy puścił mnie. Dla pewności i tak zostałem twarzą przy biurku. Powiedzmy, że czułem się bezpieczniej. Nie wiem dlaczego, bo mój tyłek był ładnie wypięty w kierunku napastnika. Bardziej zgodne z prawdą byłoby powiedzenie, że ja się czułem bezpiecznie, a moja pupcia już nie.
- Odwróć się – rozkazał jak zwykle. W ogóle nie był to ciepły i przyjazny ton. Wręcz przeciwnie. No więc odwróciłem się. Miałem racę. Wyglądał jak diabeł. I tak był już wcześniej mocno wkurzony, a ja jeszcze go podsyciłem.
- Co teraz? - spytałem jak niewiniątko. Może uda mi się z tego jeszcze wywinąć.
- Otwórz usta.
- Co?! - chyba sobie żartuje!
- Otwieraj albo włożę ci na siłę! - sam sobie wkładaj na siłę! Jebany idiota!
- Nie ma szans!
- A chcesz się założyć?! - podszedł do mnie i rzeczywiście otworzył mi usta na siłę. Jednak ku mojemu zdziwieniu, nie było to to, o czym myślałem. Włożył mi jakąś tabletkę i kazał połknąć. Boże! Może to trucizna?! A ja głupi połknąłem...
- Co to było? - spytałem niepewnie.
- Obeszłoby się bez tego, gdybyś trzymał gębę na kłódkę.
- Ale ja pytam, co to była za tabletka?! - pisnąłem. Szczerze, to byłem bardzo spanikowany.
- Tak najprościej, dzięki temu będziesz odczuwałem dwa razy mocniej rozkosz, ale także i ból. Zaraz powinno zacząć działać – i dmuchnął mi w twarz. No faktycznie dmuchnięcie, jak wichura. Nie no, żartuję.
Wziął mnie za ręce i posadził okrakiem na biurku. Przejechał dłonią po wewnętrznej stronie mojego uda i polizał po szyi. Faktyczni coś zaczynało się ze mną dziać. Poczułem tak wielką rozkosz, jakiej jeszcze w życiu nie doznałem. I to tylko po tak banalnej pieszczocie! Strach pomyśleć, co będzie dalej. Aida zauważył moją reakcję. Zaczął jeździć językiem po mojej szyi, od czasu do czasu lekko ją przygryzał. A ja w tym czasie sapałem jak głupi, jeszcze chwila i dojdę. A majtki nawet nie zdjęte, ale będzie wstyd. Zaczął zjeżdżać coraz niżej i niżej, i niżej. Lizał mnie po sutkach, później po pępku. A na mnie napływały coraz większe fale rozkoszy. Wiedziałem, że wystarczy mały, bardziej stanowczy gest z jego strony i będzie po wszystkim. W końcu Seiji złapał zębami za skrawek moich majtek i je ściągnął. Wiecie jaki to był przyjemny widok. Zaczerwieniłem się do granic swoich możliwości. Chciałbym przypomnieć, że ten dumny facet przede mną klęczał. Złapał mojego penisa i lekko polizał, to wystarczyło, żeby doprowadzić mnie do wytrysku. Jęknąłem bardzo przeciągle. Mój oddech stał się ciężki a oczy szkliste. Obraz zamazywał mi się przez tą całą rozkosz.
- Jun, nie sądzisz, że to trochę za szybko? Ja się jeszcze nawet nie podnieciłem. Jak zwykle myślisz tylko o sobie – uśmiechnął się wrednie. Nie byłem w stanie nic mu odpowiedzieć. Opadłem całkowicie na blat i łapałem oddech. Chwilę później Aida wymierzył mi policzek. Skręciłem się z bólu, a łzy napłynęły mi do oczu.
- Za co? - wysapałem zalany łzami. Ta cholerna tabletka naprawdę zaczęła działać!
- Co się stało? Ból nie sprawia ci już takiej przyjemności? Jaka szkoda, bo od tego momentu będzie twoim jedynym przyjacielem – zakręciło mi się w głowie. Wiedziałem, wiedziałem, że tak będzie! Seiji i delikatność? To nawet nie idzie w parze! Chciałem mu oddać, ale on złapał mnie za rękę i bardzo boleśnie wykręcił. No tak, teraz wszystko będzie dla mnie cholernie bolesne. Złapał mnie za włosy i rzucił o ścianę – upadłem. Aida podniósł mnie i wyszeptał:
- A teraz wyśpiewasz ilu rebeliantów cię miało – a ja myślałem, że dał sobie z tym spokój.
- Nikt – powiedziałem, oczywiście zgodnie z prawdą. Szkoda tylko, że nie uwierzył.
- Jeśli masz kłamać, lepiej w ogóle nic nie mów! - warknął, po czym włożył mi dwa palce do buzi. Wiedziałem, co będzie chciał teraz zrobić. Odwrócił mnie twarzą do ściany, a moje ręce przytrzymywał sobie lewą ręką nad moją głową. Wsadził mi te palce w tyłek bez żadnych skrupułów. Kolana aż się pode mną ugięły. Jednak nie pozwolił mi upaść mocny uścisk Aidy. Zaczął gwałtownie ruszać palcami w moim wnętrzu. Przygryzłem sobie wargę żeby nie wydawać dźwięków. Krew spłynęła mi po brodzie i skapnęła na podłogę. I tak kropla za kroplą.
- Jęcz mała dziwko! Jęcz tak jak to robiłeś wcześniej!
- Nie... - ledwo co, ale powiedziałem.
- Co?! - chyba znowu uraziłem jego wielką dumę, prawie mi przykro. Puścił mnie. To nie zapowiadało nic dobrego. Mój wzrok był naprzeciw jego krocza, także bardzo dokładnie zobaczyłem, jak ściąga pas. Gruby, skórzany pas.
- Co chcesz z tym zrobić? - spytałem przerażony.
- Nauczyć cię pokory. Pamiętasz? Teraz nawet drobne skaleczenie bardzo by cię bolało. Nie, chyba jednak nie pamiętasz, skoro cały czas mnie prowokujesz. Z chęcią ci o tym przypomnę. – powiedział z pewnym tryumfem. Zaczął mnie bić. Dostałem w brzuch, twarz, parę razy po plecach i nogach. Zwijałem się z bólu, krzycząc przy tym okropnie. Jeszcze nigdy nie przechodziłem przez takie tortury. Chciałem w tym momencie po prostu umrzeć, by nie czuć tego strasznego bólu.
- Przestań, błagam cię przestań! - ukorzyłem się przed nim! Jeśli oto mu chodziło, to osiągnął cel. Niech mi teraz da spokój.
- Teraz będziesz się słuchał?
- Tak... - nie wierzę w to, co mówię. Seiji ukląkł przy mnie, pchnął mnie lekko tak, że przewróciłem się na plecy. Podniósł moje nogi i położył na swoich ramionach. Rozpiął rozporek i wszedł we mnie. Zawyłem. Z każdym jego ruchem jęczałem jak mała, tania kurewka. Z taką tylko różnicą, że moją zapłatą będzie pozostanie przy życiu. Jego ruchy nie były szybkie i agresywne. Były powolne i dokładne. Czułem wszystko, słyszałem bardzo wyraźnie każde jego westchnięcie. Unosiłem się i opadałem. Ruszałem się tak, jak on chciał. To on nadawał tempo, a ja musiałem się podporządkować. Nie byłem z tego faktu zadowolony. Im bardziej będzie powolny tym dłużej będzie to trwało. Tylko raz na niego spojrzałem. Wpatrywał się we mnie i lubieżnie uśmiechał. Natychmiast odwróciłem wzrok. W końcu poczułem jak we mnie dochodzi. Trochę mi ulżyło, miałem nadzieję, że to już koniec. Miałem rację. Wstał, zapiął spodnie i poszedł w kierunku drzwi. Przed wyjście powiedział jeszcze:
- Wrócę jutro ponownie spytać, ilu cię brało. Mam nadzieję, że się namyślisz – zgasił światło i wyszedł. Usłyszałem, jak drzwi zostają zamknięte na klucz. I tak byłem za bardzo obolały. Nie myślałem nawet o ucieczce. Doczołgałem się do dywanu i położyłem. Jeszcze nigdy zwykły dywan nie wydawał się taki miękki...

21. Dzielnice

Takim oto sposobem nastąpił powrót Wielkiego Juna! Kłaniać się narody! Tak właśnie objawia się moje szczęście, jakby ktoś jeszcze nie wiedział. Zdaję sobie sprawę, że istnieją takie osoby. Poszedłem za tym małym gnojkiem, słowa w stylu „nie lubię go” sobie podaruję. Przecież wiadomo, że go nie lubię. Właściwie to już zaczynam się trochę w tym gubić, ale ja większości osób nie lubię, więc nie ma co roztrząsać. Przy stoliku siedziały 01 i 02, oraz opiekun Koki'ego. Na resztę nie zwróciłem uwagi, bo ich nie znałem. Nawet nie chciałem poznać i tak nie zapamiętałbym ich imion. Usiadłem obok jednej z bliźniaczek. Nie minęło dużo czasu a już przysiadł się do mnie jakiś typek. Pierwszych lotów to on nie był.
- Pociągają mnie twoje duże, smutne oczy – znowu będę musiał prowadzić długą i smętną rozmową. Jak dla mnie to już była za długa.
- Czy ja wiem, nigdy mi się nie żaliły, więc trudno mi powiedzieć czy są smutne – może się odczepi, jak zauważy, że nie chcę z nim rozmawiać?
- Widzę, że jesteś dziki – o rany! Z kim ja rozmawiam?! Ze swoim odbiciem prowadziłem lepszą konwersację niż z nim.
- Cieszę się, że moja dzikość tak się ze mnie wylewa, że aż ją widać – wracając do bliźniaczek, nawet nie zwróciły na mnie uwagi. Tym lepiej. Najpierw muszę rozprawić się z tym gościem.
- Udajemy niedostępnego? - to chyba miało być zalotne pytanie, czy coś w ten deseń, ale nie wyszło.
- Oczywiście, że nie udajemy. Nie mamy po co. Musielibyśmy najpierw mieć przed kim udawać – tak, teraz powinno zadziałać.
- Głupi gnojek – warkną i poszedł. Niestety Panie jakiś tam, nici z darmowego seksu. Wstałem i podszedłem do bardu. Bez problemów dostałem drinka. Nie wracałem już do stolika. Zostałem przy barze. Nie liczyłem na żaden podryw, po prostu jakoś lepiej się tu czułem i byłem cały czas przy źródełku. Mam nadzieję, że takie wielkie osobistości jak Jiro nie bawią się ze zwykłym pospólstwem. Popatrzyłem na bawiących się ludzi. Może bym nawet do nich dołączył, gdyby nie moja marudna natura. Jak coś się dzieje to źle, jak nic się nie dzieje jeszcze gorzej i tak cały czas. No jak ja mam być normalny? Ciekawy jestem co tam u dzielnicowych. Ale to bardzo płytka ciekawość, więc nie będę się dopytywał. Wypiłem pierwszego, drugiego później trzeciego i czwartego drinka. Zaczynało mi się robić całkiem kolorowo. Jednak cały czas ostro siedziałem na krześle, żeby nie przysporzyć sobie kłopotów. Chociaż wiedziałem, że i tak do mnie przyjdą, ale wolałem się nie narzucać. Kiedy poczułem dłonie na moich plechach to aż podskoczyłem. I co zobaczyłem?! Kogo raczej. Znowu Koki. On mnie wykończy nerwowo!
- Ej! Czemu uciekłeś?
- Nie u..uciekłem – uf udało mi się coś powiedzieć. Może nawet nie zauważył, że coś wypiłem.
- Tak? Chyba powinieneś się przewietrzyć – i całą moją grę aktorską szlak trafił. Prościej mówiąc, zauważył. Wyszliśmy na powietrze. Dosyć dawno mnie tu nie było. Rozejrzałem się dookoła, coś mi zaczynało świtać. Lekko zakręciło mi się w głowie. Oparłem się na chwilę o ścianę. Kiedy chciałem powiedzieć coś do Koki'ego dotarło do mnie, że już go nie ma. W zasadzie, to nie dotarło. Musiała minąć jakaś dłuższa chwila, żebym wpadł w panikę. No i wpadłem! Ten gnojek mnie zostawił! A ja nie miałem bladego pojęcia, jak mam wrócić! Ale nie to w tym wszystkim było najgorsze. Zrozumiałem gdzie się znajduję. I uwierzcie nie był to Disneyland. No, gdzie JA mogłem się znaleźć? Jakieś błyskotliwe odpowiedzi? Brawo, dzielnica Aidy. Przecież jak on mnie znajdzie, to mnie zabije i tyle będzie tej historii. Zsunąłem się po ścianie i przykucnąłem. Schowałem głowę w kolanach i modliłem się o to, by jak najszybciej to się skończyło. Jednak biorąc pod uwagę to, że Bóg mnie nie kocha, to się dopiero wszystko zacznie. Pociągnąłem nosem kilka razy, taka tradycja, muszę sobie popłakać w trudnych chwilach.
- Chusteczkę? - jaki miły człowiek.
- Pewnie, dzięki – hm? Popatrzyłem do góry. Ktoś nade mną stał! Ktoś kogo w ogóle nie znałem.
- Chłopiec? - czemu on spytał? Nie wyglądam jak chłopiec? Poczułem się obrażony.
- Kim jesteś ? - jakoś dużo pytań w tej rozmowie.
- Chłopiec – no tym razem stwierdził, ale i tak czułem się urażony.
- Kim jesteś? - ponowiłem pytanie. Czułbym się bardziej komfortowo gdyby mi powiedział.
- Skąd ja cię znam? - kucnął naprzeciwko mnie i przechylił głowę. Przymrużył lekko oczy i wpatrywał się we mnie. Sekundę, pięć sekund, minutę, dwie, nie wytrzymałem.
- Przestań się na mnie gapić! Kim jesteś?! - nie zareagował! Maiłem dość wstałem i chciałem sobie pójść jak najdalej od tego świra. Tylko wystąpił mały problem, on złapał mnie za koniec bluzki.
- Już wiem. Jun – uśmiechnął się chytrze, jednak jego oczy wpatrywały się w asfalt. Skłamałbym gdybym powiedział, że ta sytuacja mnie nie rusza. Byłem przerażony.
- Skąd wiesz?
- Aida proponuje dużą nagrodę za żywego, trochę mniejszą za martwego – o kurwa. Jedyne słowa, które opisały to, co w tym momencie poczułem.
- Co zrobisz? - chciałem wiedzieć, czy już mam robić rachunek sumienia, czy może jeszcze trochę poczekać. Jakieś pięć minut. Bo prawdopodobnie za tyle spotkam się z Seiji'm.
- Rozwaaażam. Martwy czy żywy? Mniej czy więcej? Hmmm – zaczął mamrotać pod nosem. Nie chciałem mu przeszkadzać, ale męczyła mnie już ta sytuacja. Ten facet był dziwny! Strasznie!
- Ano...
- Więcej, żywy. Idziemy – przerzucił mnie przez ramię i poszedł prosto. Właściwie, to nie dowiedziałem się od niego nic ciekawego. W ogóle zachowywał się tak, jakbym nic do niego nie mówił. Nie macie pojęcia jak się zacząłem bać, gdy usłyszałem jak otwiera drzwi i wchodzi po schodach. Serce miałem już w gardle. Wolałbym żeby mnie zabił. Przynajmniej oszczędziłby mi tych cierpień, które mnie czekają.
- Aida-sama. Znalazłem – wyczułem w jego głosie, że był z siebie cholernie dumny. Zrzucił mnie na podłogę. Upadkiem nawet się nie przejąłem. Nie miałem odwagi odwrócić głowy w drugą stronę. Zobaczyłem jak Seiji mnie mija i podchodzi do tego chłopaka. Pogłaskał go po głowie i lekko się uśmiechnął, po czym powiedział:
- Dobrze się spisałeś. Zapłacę ci, jak tylko porozmawiam z nim – no i rzucił we mnie morderczym spojrzeniem. Wiedziałem, że to nie będzie spokojna rozmowa.
- Tak mój panie – ja tak na pewno nie będę mówił. Żeby mnie miał przypalać nie będę tak mówił. Kiedy ten dziwny wyszedł, ja zacząłem telepać się ze strachu.
- Jun, wstań – oho, udajemy spokojnego?
- Nie – uwielbiam kusić los.
- Wstań powiedziałem! - złapał mnie za włosy i pociągnął do góry. Z mojego gardła wydostał się okrzyk bólu i rozpaczy, dobrze wiedziałem, że nie wyjdę z tego cało.
- Przestań, to boli – powiedziałem, ale miałem nadzieję, że nie usłyszał. W ogóle chyba to zignorował. Najpierw rzucił mną o ścianę, później przerzucił na biurko, tak że mój nos stykał się z zimnym drewnianym blatem. Miałem ochotę płakać, ale nie chciałem mu dać tej satysfakcji.
- Z kim się pieprzyłeś, co?! O ilu osobach nie wiem?! Gadaj!
- Z nikim, przysięgam – wydusiłem z siebie. Ciężko mi się mówiło, bo jedną ręką dociskał mnie do biurka. Druga natomiast zjechała na moje krocze i mocno ścisnęła. Zawyłem z bólu.
- Wyśpiewasz mi wszystko, już ja się o to postaram – jeśli wyjdę z tego cało... Nie mam szans na to, żeby wyjść cało z tej sytuacji.

20. Dzielnice

Zaistniałą sytuację musiałem przeanalizować jeszcze raz. Nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Powiedzieć coś takiego do Jiro? Mam nadzieję, że cała jego złość przeniesie się na Isei'a, a nie ze zdwojoną siłą rzuci się na mnie, jak to zwykle bywa. W każdym bądź razie, coś musiało kiedyś między nimi zajść. Nikt przy zdrowych zmysłach by tak nie powiedział! Ale, ważniejsze jest to, że Jiro nie zareagował na te słowa. Ominą Isei'a, podszedł do mnie i pociągnął za koszulę A tyle się namęczyłem żeby ją wyprasować, znowu będzie cała pognieciona. Wracając do głównego wątku, powiedział mi do ucha
- Pilnuj się szczylu. On nie zawsze będzie z tobą chodził – i tak po prosu, po powiedzeniu tego sobie poszedł. Niby miałem się przestraszyć, ale jakoś mnie to obeszło. Popatrzyłem na Isei'a ze wdzięcznością wypisaną na twarzy i już miałem się do niego uśmiechnąć. Ale wiecie co powiedział?! No niby skąd macie wiedzieć. Głupie pytanie.
- Nie patrz się tak na mnie, drugi raz cię nie pocałuję – oto, co powiedział. Zrobiło mi się normalnie głupio, ponieważ nie powiedział tego cicho. Można więc przewidzieć, że znowu wszyscy usłyszeli, że już się z nim całowałem. Naprawdę przylgnie do mnie łatka taniej dziwki. Z kim ja jeszcze nie spałem? Albo z kim to ja się już całowałem? Masakra! Po tym całym wydarzeniu nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Czy on musi być taki obojętny? Przesadna obojętność w ogóle nie jest fajna i pewnie bym mu to powiedział, gdyby nie to, że ma mnie chronić przed tym napalonym zwierzem. Już na niego nie popatrzyłem, tylko się zmieszałem. Co się ze mną dzieje? Nienawidzę gościa. Zawdzięczam mu tylko, a właściwie nie ja, tylko mój tyłek zawdzięcza mu bardzo dużo. Tak więc grzecznie ruszyłem za nim. Podeszliśmy do jakiegoś małego stolika w kącie i usiedliśmy.
- Co chcesz do jedzenia? - w ogóle nie musiał pytać, niech się mną nie przejmuje. Mogę zdechnąć z głodu.
- Nic – odburknąłem śmiertelnie obrażony. Nie wiem, czy każdy by się obraził, ale ja tak. Tyle mi wystarczy, żeby się obrazić.
- Dobra, o co chodzi? - nie skomentują. Czy on w ogóle interpretuje swoje wypowiedzi?
- Kto ci powiedział, że chciałem się z tobą znowu całować?! - nie wiem dlaczego, ale gdy to mówiłem gwałtownie wstałem i wydarłem się na całą salę. Głupi ja...
- Usiądź, znowu skupiasz na sobie uwagę innych – i niby przez kogo? Usiadłem.
- Nie mam ochoty na ciebie patrzeć – zachowuję się jak rozpieszczone dziecko.
- Zachowujesz się jak dziecko – a ten co? Czyżbym nie wiedział o jego zdolności czytania w umyśle?
- Chyba mogę. Może mi zabronisz? - powinienem się w końcu zamknąć, nic dobrego z tego nie przyjdzie.
- Nie, nie obchodzi mnie to. Chciałbym zjeść w spokoju. Przeszkadzasz – zagotowało się w mnie.
- Ty sobie chyba ze mnie żartujesz! Ja ci mówię, o co mi chodzi, bo przecież sam o to spytałeś. A ty mi wyskakujesz z tym, że ciebie to nie obchodzi?! W ogóle w całej tej pieprzonej sytuacji znalazłem się przez ciebie! Gdybyś mnie nie olał na samym początku, do niczego takiego by nie doszło. - ale mu wygarnąłem co? Teraz pewnie nie będzie wiedział, co mi odpowiedzieć.
- Przeszkadzasz. Ile razy mam powtarzać? - oniemiałem. Czy on mnie w ogóle słuchał? Nie, no poddaję się. Usiadłem i zacząłem się na niego bezmyślnie gapić. Czy on nie ma odruchów jak normalny człowiek? Co z nim jest nie tak? Jego towarzystwo strasznie mnie męczy.
- Przygnębiasz mnie.
-Hm? - nie udawaj, że nie słyszałeś.
- Mówię, że mnie przygnębiasz.
- A, to wszystko? - Boże dodaj mi cierpliwości. Zaraz go zamorduję, nie żartuję. Nigdy nie byłem tak poważny. Chociaż nie jestem pewny.
- Nie. Mówię do ciebie, więc odpowiadaj mi normalnie.
- Nie płacą mi za rozmowę z tobą – to niech zaczną, bo zabiję.
- Nie obchodzi mnie to! Irytujesz mnie!
- Wiesz jaki jest twój problem? Z każdą osobą, z którą się spotkałeś uprawiałeś seks. Myślisz pewnie, że jeśli mnie sprowokujesz, to ja w euforii rzucę się na ciebie i zedrę z ciebie ciuchy. Niestety, twoja osoba w ogóle mnie nie pociąga. Jeśli będziesz miał ochotę, to idź do Jiro. A teraz zbieraj się. Idziemy – po tych słowach, nie wiem, co mam powiedzieć. Po prostu nic nie powiem. Jeszcze coś o mnie powie, co będzie zgodne z prawdą i chyba się rozpłaczę. Poszliśmy trochę inną drogą do mojego pokoju i nagle się okazało, że nie jestem w swoim pokoju.
- Gdzie my jesteśmy?
- W moim pokoju – pomyślałbym sobie coś, gdyby nie to, co mi wcześniej powiedział.
- Po co? - a jednak drążyłem. I nie dopatrujcie się w tym niczego zboczonego! Przecież ja nie jestem jakimś małym zboczeńcem. Nie jestem, prawda?
- Tu na razie będzie bezpieczniej. To wszystko – mieszkanie z nim mnie wykończy.
- Naprawdę muszę z tobą mieszkać? Wykańczasz mnie psychicznie.
- Jeśli nie chcesz oddam cię Jiro, on wykończy cię fizycznie – sam nie wiem, który jest gorszy.
- To szantaż.
- Nie. To jest przedstawianie faktów, nic więcej.
- Niech ci będzie – nie wiem czy mi się nie przewidziało, ale chyba się do mnie uśmiechną. Ale to chyba zmęczenie. Jeszcze się dzień nie skończył, a ja już czułem się wykończony. Usiadłem sobie wygodnie na kanapie i włączyłem telewizor. U mnie w pokoju nie było takich rarytasów. Nic ciekawego nie było. Laski wijące się w głupich teledyskach do głupich piosenek. Jakieś rodzinne teleturnieje, pogoda i takie tam pierdoły. Ale musiałem się jakoś odstresować. Tak mi mijała godzina za godziną, a Isei siedział i coś czytał. Nie wiem co, nie powiedział mi. A ja nie miałem ochoty pytać, więc tak sobie siedzieliśmy. Każdy zajmował się czymś innym. Wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że zacząłem się nudzić.
- Isei... - jestem głupi. Zagadałem do niego, nie mając w głowi niczego, o co mógłbym go zapytać.
- Hm? - wiedziałem, że mi nie ułatwi.
- Nudzi mi się – powiedziałem zgodnie z prawą. Chyba jednak liczyłem na seks.
- A co to ma wspólnego ze mną?
- Jesteś moim opiekunem, więc coś wymyśl!
- Zgadza się, ale nie jestem niańką – nawet nie oderwał wzroku od książki. Chyba byłem na straconej pozycji.
Kiedy Isei zasnął wyszedłem z pokoju. Nikt normalny by nie wyszedł, wiadomo dlaczego. Ale mi się tak cholernie nudziło, że nawet nie mogłem zasnąć. Poszedłem gdzieś w prawo, w lewo, znowu w lewo i znowu w prawo. Takim oto sposobem nie miałem pojęcia gdzie się znalazłem. W ogóle mi to nie przeszkadzało, przynajmniej się nie nudziłem. Ba! Poszedłem nawet dalej. Przede mną pokazały się wielkie drzwi, więc je otworzyłem. Nie było słychać żadnych głosów, więc poszedłem dalej. Coraz bardziej jednak było słychać jakieś dudnienie, później dźwięk. Im dalej szedłem, tym było coraz głośniej. I tak dotarło do mnie, że trafiłem na imprezę! Super! Nareszcie się trochę rozerwę! Zszedłem po schodach i niepewnie wstąpiłem wśród bawiących się ludzi. Nagle poczułem, że ktoś pociągnął mnie za rękaw. Serce miałem w gardle, dosłownie. Odwróciłem się niepewnie i na szczęście zobaczyłem Koki'ego. Tego chłopaka, który mnie przyprowadził do tych rebeliantów.
- Chodź za mną! Przedstawię cię znajomym! - krzyknął do mnie. Poszedłem, przecież nie miałem nic do stracenia.

19. Dzielnice

Musiałem się jakoś wybronić z tej sytuacji, więc chwyciłem pierwsze, co miałem pod ręką. Przeważnie chwyta się za to, co się nawinie. Ale mniejsza z tym. Nie moje wina, że to co znalazło się w moich magicznych łapkach, było czymś, co służyło do sprzątania. Prościej mówiąc, szmata do podłogi. Zapomniałem dodać, że wcześniej jakoś wyswobodziłem ręce, to chyba logiczne. Zamachnąłem się i oczywiście trafiłem w twarz, tam w sumie celowałem. W ułamku sekundy wybiegłem na korytarz i uciekałem. Nie minęło dużo czasu, gdy usłyszałem za sobą głośny ryk, nie mam pojęcia, jak to można inaczej nazwać. Mimowolnie przyspieszyłem jeszcze bardziej. Wiedziałem, że w końcu mnie dorwie, ale nie dzisiaj. Może jutro mi się mniej oberwie, przynajmniej mam taką nadzieję. Na moje szczęście zauważyłem Iseia! Tego cholernego zwyrodnialca, który się mnie wyrzekł. Gdyby nie on, nie byłbym teraz w tak paskudnej sytuacji! Na szczęście był sam. Podbiegłem do niego i ze łzami w oczach zacząłem coś tam paplać. Nie miało to w ogóle żadnego składu, jakieś pojedyncze wyrazy, które nijak nie formowały się w zdania. Chyba mnie zrozumiał, bo złapał mnie za rękę, otworzył pierwsze drzwi z brzegu i tam wepchnął. Jakiś czas nic nie mówiliśmy, ja zresztą nie mogłem taki byłem zasapany i przerażony. Dopiero jak głos Jiro już zaniknął Isei się do mnie odezwał.
- Więc? - co więc? Raczej nic.
- Co? - jakoś nie byłem w stanie myśleć, po chwili do mnie dotarło, że chyba pyta o obecną sytuację.
- Co zrobiłeś Jiro?
- Co ja mu zrobiłem?! On mnie chciał brutalnie wykorzystać, więc się broniłem! Ot, co mu zrobiłem.
- Nie wrzeszcz tak, jeszcze może cię usłyszeć. - i na tym skończyła się nasza rozmowa. W tej strasznej ciszy dotarło do mnie, że stoję bardzo, ale to bardzo blisko Iseia. Chciałem odskoczyć do tyłu, ale nie mogłem. Przyczyna? Za mało miejsca. Wcale nie był to schowek czy coś takiego. Było tam pusto, naprawdę. Małe, ciasne, puste i jasne pomieszczenie. Na moje nieszczęście jasne.
- Gdzie my właściwie jesteśmy? - spytałem cicho gapiąc się na podłogę. Nie chciałem, by zauważył, że właśnie się czerwienię!
- Nie mam pojęcia. - jak zwykle krótko i na temat.
- Aha – też chciałem być fajny i odpowiedzieć krótko i na temat. Chyba mi nie wyszło. Isei zaczął się ruszać i po chwili zorientowałem się, że kucnął. Ten drań zrobił to specjalnie! Zaczął się we mnie wpatrywać, z tym swoim znudzeniem. Jego oczy nic mi nie mówiły, bladego pojęcia nie miałem, co on chce zrobić.
- Pocałować cię? - prawie pisnąłem, jak to usłyszałem. Czemu on tak nagle? O co mu chodzi? Prawie wpadłem w panikę.
- Co, co takiego?
- Pytam, czy cię pocałować. Widzę przecież, że cały się czerwienisz. Wolę nie wiedzieć, co zacząłeś sobie wyobrażać – czy on mnie ma za jakiegoś zboczeńca?! Co ja sobie wyobrażam? Co on sobie wyobraża, mówiąc do mnie takie rzeczy! Normalnie w głowie się nie mieści! Niestety po jego słowach zrobiłem się bardziej czerwony. Isei już nawet nie czekał na odpowiedź. Cichutko westchnął i mnie pocałował. Jego pocałunek różnił się od tych wszystkich wcześniejszych. Był taki delikatny, że nie wiedząc kiedy, sam zacząłem go odwzajemniać. Oczywiście dało się wyczuć w tym, co robił nutkę niechęci, ale i tak było przyjemnie. Myślałem, że będzie to rwało tylko krótką chwilkę, on jednak delikatnie trącał swoim językiem mój. Przyciągnął mnie do siebie i ręką zaczął delikatnie gładzić po plecach, nie przerwał jednak pocałunku. Było mi tak dobrze, że jeszcze chwila i bym się podniecił. Naprawdę. Jednak bardzo dobrze wyczuł moment i po prostu mnie od siebie odepchnął.
- Nie przyzwyczajaj się. To był pierwszy i ostatni raz. - coś ukuło mnie w sercu, gdy wypowiedział te słowa, ale jakoś niespecjalnie zwróciłem na to uwagę. Pomachałem tylko potulnie głową, na znak, że zrozumiałem i to wszystko. Nic ciekawego się już nie działo. Mój opiekun odprowadził mnie do pokoju i tam zostawił. Przed wyjście powiedział jednak, że jutro po mnie przyjdzie żebym się jeszcze sam nie szwendał. Jakby na to nie spojrzeć miał rację, więc tak zrobiłem. Następnego dnia wstałem, umyłem się, ubrałem i posłusznie wyczekiwałem mojego opiekuna. Dawno już nie byłem taki potulny. Kiedy wszedł tylko na mnie spojrzał. Wiedziałem, że mam iść za nim. Po to, żeby tu posiedzieć raczej by nie przychodził. Zaprowadził mnie na stołówkę. Gdy tylko przekroczyłem próg zrobiła się cisza, a moje oczęta ujrzały Jiro. Ostro wkurwionego Jiro. Miałem w planach strategiczny odwrót, ale niestety, nie powiodło się. Pech to pech.
- Dawnośmy się nie widzieli, co? - do końca życia nie zapomnę jego głosu. Moje ciało znów przeszył paskudny dreszcz. Wiedziałem, że ma w planach wytargać mnie stąd za szmaty, ale na jego drodze stanął Isei. Dacie wiarę?!
- Nie masz prawa go tknąć przy jego opiekunie. Tak się składa, że to ja nim jestem. Czyżbyś zapomniał o tym prawie Jiro-chan? - ja go nie poznaję. Nie tylko mi, ale wszystkim na sali opadły szczęki.

18. Dzielnice

W ogóle się nie boję, w ogóle się nie boję. Nie ma szans, nie zadziała. Cały się trzęsę. Do odważnych świat należy! A ja nie chcę, by do mnie należał, więc już mogę zacząć uciekać. Nawet nie popatrzyłem na twarz tego kogoś. Odwróciłem się i już chciałem odchodzić, ale niestety ehh złapał mnie. To znaczy, położył dłoń na moim ramieniu i ścisnął tak mocno, że prawie umarłem.
- Dokąd idziesz dzieciaku? - uciekam za góry, za lasy, za doliny, za rzeki. Nie widać?!
- Ja, ja... - takim oto sposobem zacząłem się jąkać. Błagam, żeby nie było tak źle, jak się na to zapowiada!
- Ty, co? Odwróć się do mnie, nie mam zamiaru rozmawiać z twoimi plecami.
- A moje oczy nie mają ochoty na ciebie patrzeć – wymamrotałem sobie pod nosem. Wydawało mi się, że cicho.
- Na twoje nieszczęście, słyszałem. Idziesz ze mną. - nie! Muszę się postawić! Muszę! Dasz radę Jun! To tylko jeden koleś!
- A jeśli powiem, że nigdzie nie idę. To co wtedy?
- Wtedy wykończę cię tutaj, a jak pójdziesz ze mną, przynajmniej zginiesz bez świadków. - dlaczego nie wyczułem w tym zdaniu ani odrobinki żartu?
- Przykro mi, ale nigdzie nie idę – usłyszałem ciche westchnięcie i poczułem, jak podnosi mnie do góry. Nie żartuję! Po chwili byłem już przerzucony przez jego ramię. Popatrzyłem na twarze zebranych ludzi. Ktoś nawet pomachał mi na pożegnanie! To w ogóle nie podnosi na duchu. Kim on do jasnej cholery jest?! Jak zwykle użalałem się nad sobą i nie zauważyłem, że schodzimy coraz bardziej w dół.
- Dokąd ty mnie niesiesz?! - pisnąłem spanikowany.
- Zamknij się! Nie będzie mi podskakiwał jakiś szczeniak, który gówno znaczy. Rozumiesz? - czy mi się wydaje, czy jego charakter się troszeczkę zmienił. Tam na górze był jakiś bardziej opanowany.
- Nie, może mi to rozpiszesz? - warknąłem już całkowicie niezadowolony. Poczułem jak ląduję tyłkiem na twardej posadce.
- Rozpisać tak? Ty się prosisz o wpierdol! - jaki niewychowany. Przeklina przy dziecku. Myśląc dziecko, miałem na myśli siebie, żeby nie było żadnych niedomówień. Już jestem trupem, myślę, że w tym miejscu możemy się spokojnie pożegnać. Szczerze wątpię, żebym to przeżył. Sprowokowałem jakiegoś niezwykle ważnego typa. Posadzą mnie pewnie przed jakimś sądem za zniewagę.
- A przeżyję? - spytałem nie wierząc, że zadałem tak idiotyczne pytanie.
- Jak odpokutujesz za swoje czyny, to oczywiście. - czyli już jestem martwy. A nie mówiłem?
- A co mam zrobić? - błagam tylko nie to, o czym myślę!
- Zaraz zobaczysz – powiedział już dużo łagodniej.
- A mogę o coś spytać? - wiem, że już do końca drogi nie powinienem się odzywać, ale to jest silniejsze ode mnie.
- Czy ty nie potrafisz się zamknąć? Wkurwiasz mnie. Czego chcesz? - o a jednak spytał, o co chodzi. Jakby nie mógł tak od razu.
- Kim ty w ogóle jesteś? Bo wiesz, wszyscy tak wtedy zamilkli.
- Ehh, zastępcą szefa. Przypuszczam, że nie ogarniasz, więc wytłumaczę ci to bardziej obrazkowo. Jestem drugą najważniejszą osobą w tej organizacji. - a to dobrze, bo już myślałem, że trafiłem na szefa. Moment, co on powiedział? Jest drugi?!
- Dobrze wiedzieć – dlaczego do diabła nikt mi o tym nie powiedział? Co? Pytam się!
- Mogę ci obiecać, że do końca pobytu tutaj będziesz miał przejebane. A jeśli mnie wkurwisz, albo nie zrobisz czegoś, czego będę chciał, to cię zabije. - czemu on mówi to z taką łatwością? Mi wcale nie jest łatwo. Przecież chodzi o moje życie!
- To też dobrze wiedzieć – jakoś tak, nie wiedzieć czemu stałem się bardziej potulny. Aida może był z lekka psychopatyczny, ale wiedziałem, że mnie nie zabije. Za to tego kolesia nie jestem w ogóle pewien. Doszliśmy do jakiegoś pomieszczenia. On nie otworzył jeszcze drzwi a już było czuć ten straszny smród. Co tam kurwa jest? Zwłoki?
- Twoje pierwsze zadanie. Masz posprzątać tą łazienkę na błysk. Jeśli się nie wyrobisz do wieczora, niestety będziesz musiał zostać tu na noc – zrobił niby smutną minkę, ale ja i tak wiem, że ociekała złośliwością. Dał mi mopa do ręki, jakąś szmatę, wiaderko i sobie poszedł, prawie.
- Wypas – burknąłem sobie. Nie byłbym sobą, gdybym nie ponarzekał w takiej sytuacji.
- A i jeszcze jedno. Masz się do mnie zwracać Jiro-sama – ha, to jakiś kiepski żart? W ogóle mnie to nie bawi. Nie wyobrażam sobie, że będę tak mówić. Jak go w ogólnie nie szanuję. Chociaż jakbym zaczął, to może jakoś lepiej poukładałyby się moje sprawy. Mniejsza z tym. Przede mną wielka śmierdząca kupa do sprzątnięcia i to dosłownie. Ja się brzydzę! Nie ma szans, żebym to wszystko posprzątał. Z drugiej strony nie chcę tu spędzić nocy. Jakieś cztery godziny później, tak mi się przynajmniej wydawało, bo zegarka nie posiadałem, przyszedł ON. Popatrzył mętny wzrokiem po pomieszczeniu. On się upił? Wydawało mi się, że trochę się chwiał, ale to może tylko moja wyobraźnia. Jak się jednak okazało coś wcześniej pił, podszedł do mnie bardzo niepewnie. Tak jakby grunt uciekał mu spod nóg, wyglądało bardzo śmiesznie. Ale bądźmy poważni, nie mogę się śmiać. Strach pomyśleć, co by mi jeszcze kazał posprzątać.
- Coś się nie postarałeś – wybełkotał mi do ucha. Strasznie śmierdział alkoholem. Masakra! Ile on już tego wydoił?
- Chyba kiepsko widzisz, alkohol ci namieszał w głowie – niestety nie zdążyłem ugryźć się w język i powiedziałem, to co powiedziałem. Popatrzył na mnie, jakoś tak inaczej niż patrzył wcześniej.
- Strasznie zadziorny jesteś, wiesz? Nie dziwię się, że Aida tak cię pilnował i, że teraz odchodzi od zmysłów – co on powiedział? Aida? I w ogóle skąd wie, że Seiji teraz wariuje?
- Skąd, ty to wiesz?
- Aa, wiem dużo więcej. W zasadzie wiem wszystko, bo też jestem dzielnicowym, konkretniej to czwartej – ja pierdole. Następny? Tylko nie mówicie, że on też mnie zaliczy, bo pieprzą mnie sami dzielnicowi.
- Ale jak to? Dzielnicowym tam? Przecież tutaj też jesteś ważny, podobno – zbaraniałem. Dosłownie.
- Czy ty nie potrafisz samodzielnie myśleć? Dzielnicowym jestem tylko po to, żeby szpiegować, ale skoro już to wszystko wiesz, chyba nie będę mógł cię wypuścić. Jeszcze komuś to wygadasz – co on chce mi przez to powiedzieć?!
- Co masz na myśli?! Jeżeli ci się wydaję, że będę z tobą sypiał, to się grubo mylisz! Rzygam wszystkimi dzielnicowymi! - dobrze wiedziałem do czego zmierza. Poznałem się już na tym spojrzeniu pełnym pożądania i serdecznie go nienawidziłem. Byłem wzburzony, zrozpaczony, załamany. Dlaczego znowu ja?
- Szczerze, to mam w dupie twoje zdanie i to co sobie myślisz. Na początku myślałem, że nie dotknę kogoś, kogo obracał Ito i Maximilian.
- Więc czemu? - powiedziałem już na wpółprzytomny.
- Bo jesteś wyjątkowy – wyjątkowy? Co we mnie jest takiego wyjątkowego?! No co? Gdybym tylko to wiedział, pozbyłbym się tego!
- A tak dokładniej?
- To, co powiedziałem powinno ci wystarczyć, w końcu po co ci ta wiedza? I tak służysz tylko do jednego.
- Nigdy ci się nie oddam pierdolony zboczeńcu! - dlaczego powiedziałem to cały zapłakany?!
- To się jeszcze okaże – jego wzrok zrobił się zimny i pusty. Poczułem, jak łapie mnie za nadgarstki i przyciąga do siebie. Ale tym razem nie miałem zamiaru się poddać!

17. Dzielnice

Mam na imię Jun. Konkretniej to Jun Kimura. Chociaż nie wiem komu potrzebne by były moje dane personalne. Aktualnie mój status niewolnik-prostytutka, zmienił się na rebeliant (jeszcze nie wiem, czy prostytutka). Chociaż gdyby nie to, że nie mam na to najmniejszej ochoty dalej mógłbym się szkolić w moim zawodzie prostytutki. Sam nie wiem, gdzie było gorzej. Tutaj jestem od paru dni i nikt nie zwraca na mnie uwagi! Jakoś nieszczególnie mi to przeszkadza, ale mój opiekun mówił coś innego. Ja narzucać się nie będę. Poza tym, wszystko mi tutaj przeszkadza. Chciałbym teraz radośnie merdać ogonkiem, ale nie mogę. Chciałbym, ale nie mogę. Utknąłem w jakimś pieprzonym labiryncie. A tak w ogóle, to nie poznałem jeszcze tego szefa. Szefa całej tej pieprzonej maskarady! Za dużo tutaj niewiadomych. Poza tym, mój opiekun mnie totalnie olał. Powiedział, że w ogóle nie jest zadowolony z tego, iż musi mnie niańczyć. Mam sam sobie radzić. Widzieliście kiedyś coś takiego?! Nie mam pojęcia gdzie wolno mi wchodzić, gdzie nie, od kogo mam się trzymać z daleko, a od kogo nie. Szlag by to! Wracam do Aidy. Po jaką cholerę mnie tu zabierali, skoro nikt się mną nie interesuje... Jestem zrozpaczony. Wszystko byłoby ok, gdybym wiedział jak się stąd wydostać. Niech ktoś się mną zaopiekuje... Wystarczyłoby nawet małe „puk, puk”. Wtedy ja bym zapytał:
- Kto tam?
- Jedzenie – o tak! Chodzące jedzenie, o tym właśnie marzę. Nie jadłem nic od rana, a już wieczór.
- Wejść! - Zaraz, zaraz. To się dzieje naprawdę. A nie tylko w mojej wyobraźni! Tak, tak, tak! Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się cieszyłem, myśląc o tak banalnej rzeczy.
- Co tak ostro braciszku? - spytała jedna z dziewczyn. Już wyjaśniam. Były dwie. Zacząłem nawet myśleć, że przez ten głód widzę podwójnie. Były identyczne! Jak dwie krople wody. Taka sama twarz i figura, uczesanie także. Trochę inaczej były ubrane, ale to chyba jedyne, co je różniło. Tak więc, siedziałem nieruchomo i wpatrywałem się w nie jak w obrazek. Z osłupienia wyrwała mnie jedna z bliźniaczek. Upadła z MOIM jedzeniem, tuż przed MOIMI nogami i pobrudziła MOJE buty! Pierwszy raz w życiu obudziły się we mnie tak mordercze instynkty. Ta od „braciszka” podbiegła do tej pieprzonej niezdary i zaczęła się nad nią rozczulać. Dialog brzmiał mniej więcej tak:
- Kochanie! Nic ci nie jest? - jak jakaś zakochana parka! Niedobrze się robi. I na tą opinię w ogóle nie wpłynęło jedzenie na moich butach!
- A, to nic takiego. Tylko się potknęłam – uśmiechnęła się tak ładnie, że miałem ochotę napluć jej w twarz. Moja kolacja!
- Powiedz moja droga, jak można potknąć się o własne nogi? - spytała zrezygnowana siostrzyczka. Czy one w ogóle pamiętają o tym, że ja też tu jestem? Najbardziej zrezygnowaną osobą jest chyba moja własna...
- Przepraszam...Zawsze potykam się w najmniej odpowiednich momentach – rozpłakała się. To ja tu jestem poszkodowany! Ja, ja, ja! To mnie powinna przepraszać! Zaraz ja też się rozpłaczę...
- Moje jedzenie – zawyłem nie zdając sobie z tego sprawy. Oczywiście zorientowałem się, że to powiedziałem, bo od razu na mnie popatrzyły. Już szykowałem się na to, że dostanę opieprz, za przerwanie tej ckliwej rozmowy, ale nie. Podeszły do mnie i przytuliły się. Po czym powiedziały jednocześnie:
- Biedactwo! Isei cię zostawił – po raz kolejny wpadłem w osłupienie.
- Jak widać – nie dam się im! Na pewno nie zamilknę! Chcę jeść!
- Jestem Okichi, inaczej 02.
- 02... - znowu osłupienie.
- A ja Okiku, inaczej 01.
- 01... - znowu powtórzyłem.
- Widzę, że nie wiesz, o co chodzi – odezwała się Okichi, inaczej 02. Mam tak do niej mówić?
- Nikt przy normalnych zmysłach nie wiedziałby, o co chodzi.
- O rany! Masz rację! - odkrywcze, nie ma co.
- Więc? Dowiem się? - tym razem pierwsza otworzyła usta Okiku, inaczej 01.
- Jesteśmy do siebie tak podobne, że kazali nam wytatuować sobie na ramionach 01 i 02 – to ja chciałbym zobaczyć ich nagrobek. Kupa śmiechu! Tu leżą 01 oraz 02, masakra jednym słowem.
- A... - rozmowny jestem, nie ma co.
- Właśnie! Ty przecież nic nie jadłeś! - nareszcie! Normalnie kocham cię 02!
- Raczej – oczywiście bez zbędnego entuzjazmu.
- Chodź na stołówkę. W zasadzie miałyśmy cię dzisiaj jeszcze nie wypuszczać z pokoju, ale chyba nic się nie stanie – tak! 01 też kocham. Takim oto sposobem wkroczyłem na dużą stołówkę, pełną przepięknych zapachów. Tak! Teraz czuję się jak w niebie. Au! Wpadłem na kogoś. Kolejnej przeszkody na drodze do jedzenia nie zniosę!
- Jak łazisz frajerze?! - spytałem niezbyt grzecznie. Nie wiedząc czemu, na całej sali nastała przeraźliwa cisza, a oczy wszystkich zebranych skierowały się w moją stronę. Jakby na to nie spojrzeć, znowu wdepnąłem w niezłe gówno.

16. Dzielnice

Patrzenie w pustą ścianę stanie się niedługo moim hobby. Mało wymagającym hobby. Jestem chyba pewnego rodzaju masochistą. Staram się unikać tych rzeczy a one i tak do mnie przychodzą. Mój mózg stara się zrobić wszystko, by mnie zranić. Nieoczekiwanie rani też sam siebie. Mam pewien mały problem. Nie czuję spójności mojego ciała z moim umysłem. Tak jakby to żyło osobno. Głupie, nie? Nienawidzę patrzeć się w ścianę, bo wtedy właśnie zaczynam myśleć o tak głupich i niedorzecznych sprawach. Powinienem martwić się raczej o to, co mnie tu spotka. Jednak ja myślę o tym, że moja osoba nie współgra sama ze sobą. Beznadzieja... Niech ktoś tu wreszcie przyjdzie! A może wybierają mi opiekuna? Nie mam pojęcia, jak to się odbywa. Chyba nie ciągną losów? Oby nie, bo przy moim szczęściu będę skazany na tyrana. Coś pokroju Aidy. Chociaż jego nie można nazwać tyranem, niestety na myśl nie przychodzą mi teraz bardziej odpowiednie słowa, które w pełnie odzwierciedlałyby jego postać. Beznadzieja... Dlaczego nie mogłem urodzić się optymistą? Siedziałbym teraz i myślał, jaki to wspaniały człowiek mnie przygarnie. Pewne będzie miły, pachnący dobrze wychowany i obroni mnie przed całym złem tego świata. Niestety, myślę odwrotnie. Chociaż gdzieś tam w głębi mam nadzieję, że nie będzie śmierdział. I widzicie, o co ja się martwię? Nie o to, żeby mnie nie bił czy coś takiego, ale o to, żeby nie śmierdział. Po prostu beznadzieja i tyle! Coś jednak oderwało mnie od moich bardzo inteligentnych rozmyślać. Był to... Skrzypnięcie podłogi! Ktoś tu wlazł! Tak bez pukania! Zero manier! W sumie to nie wiem, czemu tak się obruszyłem. Przecież mam to w głębokim poważaniu. Mógłby się ten ktoś nawet rozebrać, a ja i tak z wielkim zafascynowaniem wpatrywałbym się w ścianę. No nic. Pomimo mojej wrodzonej niechęci, popatrzyłem w bok. I kogo ujrzały moje piękne oczęta? Oczywiście osobę, której w ogóle nie znam. To było chyba do przewidzenia, no może nie dla wszystkich. Ale nie zagłębiajmy się w ten procent ludzi myślących nieco inaczej. Osobiście nic do nich nie mam, jeśli trzymają się ode mnie z daleka. Powracając do znajomej-nieznajomej postaci. Patrzyła się na mnie i chyba moja naburmuszona minka musiała wprawić ją w osłupienie. Jaka szkoda. Ale nie mam zamiaru się uśmiechać. Do płaczącego dziecka bym się teraz nie uśmiechnął. Oto nadszedł wielki dzień zrzędzenia! Po raz drugi, wracając do stojącej postaci. Był to mężczyzna, jakiś smutny, choć zdziwiony. Pewnie myślał, że będę siedział zapłakany w jakimś brudnym kącie. Ja raczej stawiam na wygodę, więc kąty odpadają. Jedno mu trzeba było przyznać. Miał piękne czerwone włosy, mi przypominały trochę krew. Był wysoki, szczupły. Rozmiar buta? Raczej przeciętny, chociaż nie wiem, nigdy nie umiałem ocenić rozmiaru buta. On jednak przeciętny nie był, więc może rozmiar buta też nie? Podszedł do mnie i położył rękę na głowie. Poczułem się dosyć nieswojo. Trochę dziwnie, jak obca osoba kładzie ci rękę na głowie. Może chciał być księdzem, tylko trochę mu nie wyszło? Wiadomo, różnie się w życiu układa. Jestem tego chyba najlepszym przykładem...
- Poczynając od tej chwili będę twoim opiekunem. Nigdzie beze mnie nie chodzisz – w moich uszach rozbrzmiał zimny aczkolwiek stanowczy ton. Pięknie, znowu jakiś dupek z dodatnim przyrostem ego.
- Poczynając od tej chwili będę twoim uczniem, o mistrzu – nie mogłem się powstrzymać. Muszę sprawdzić jego granice wytrzymałości. Pewnie zaraz oberwę. Ale spokojnie! Już się przyzwyczaiłem.
- Isei – krótko, zwięźle i na temat. Jakby ktoś nie wiedział, Isei to imię.
- Ty pewnie wiesz kim jestem, więc przedstawianie mojej osoby jest zbędne – kiwną głową o powiedział:
- Jun, prostytutka Aidy – ta reputacja będzie za mną łazić chyba do końca życia.
- No, nie da się zaprzeczyć.
- Ta i tak by nic nie dało. Wszyscy wiedzą i chcą cię przelecieć. Wiadomo luksusowe dziwki są najlepsze – on jest chyba do mnie uprzedzony, przynajmniej takie odniosłem wrażenie.
- Za to ty, pewnie nie będziesz chciał mnie dotknąć nawet palcem – zaczynam wchodzić w tryb samoobrony.
- Nie, ja też należę do tej grupy osób – powiedział zimno i wyrafinowanie. Przypominał mi trochę Ito, ale był bardziej bezpośredni, chyba. Zresztą już nie pamiętam jaki był Isao. Nigdy cię o to nie prosiłem ale, mamo ratuj!

15. Dzielnice

Chodziło nam o to, że jeśli tu wszedł to znaczy, że miał klucz. A skoro miał klucz, to wystarczyło napaść na niego i zabrać mu go. Nic prostszego. Chłopaczek cały czas na nas patrzył i chyba zaczynał podejrzewać, co zamierzamy zrobić. Niestety, dla niego było już za późno.
- Oddawaj klucz! - krzyknęliśmy w tym samym czasie i rudowłosa laleczka już była przez nas obezwładniona. Bez żadnych skrupułów związaliśmy, zakneblowaliśmy i wrzuciliśmy go do szafy.
- Co zamierzasz? - blondyna popatrzyła na mnie. Tak właściwie, to co ją to obchodzi? Na pewno nie będą z nią o tym dyskutować. Nie mam zamiary narażać się na taki dyskomfort psychiczny, jakim jest rozmowa z nią.
- Nie twoja sprawa. Na razie – wyszedłem. Po drodze zdążyłem jeszcze podsłuchać, że Aidy nie będzie w tym jakże pięknym burdelu przez dwa dni. Wiadomo, co pierwsze nasunęło mi się do głowy. Ucieczka! Teraz albo nigdy. Chociaż to „nigdy” wydawało się bardziej bezpieczne dla mojej całej osoby, to dla moje tyłka już takie bezpieczne nie było. Wyszedłem z budynku bez problemów. Miałem zamiar opuścić to straszne miejsce i już nigdy do niego nie wracać. Oczywiście Seiji nie był moim jedynym zmartwieniem. Od razu przypomniały mi się dwie osoby, których się cholernie bałem. Byli nimi Ito oraz Maximilian. Tego drugiego za nic w świecie nie chciałbym teraz spotkać. Poszedłem przed siebie, co pięć minut odwracając się i sprawdzając czy ktoś mnie nie śledzi. Nie pamiętam kiedy ostatnio udało mi się tak daleko uciec. Zawsze byłem łapany. Maiłem dwa dni na to, żeby się gdzieś rozpłynąć. Tylko gdzie? Nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Jakby to w ogóle było możliwe. Na dodatek było cholernie gorąco. A ja oczywiście ubrany byłem w dżinsy i luźny sweterek do kolan. Jako, że już nie wyrabiałem wszedłem w jedną z ciaśniejszych i ciemniejszych uliczek. Pozbyłem się spodni i tak w samym sweterku dumnie przemierzałem ulice miasta. Nie miałem pojęcia, czy nadal jestem na dzielnicy Aidy czy już na jakiejś innej. Nie wiedziałem, jak to jest podzielone i jakoś mało mnie to obchodziło. Chociaż dla własnego bezpieczeństwa powinienem się tym kiedyś zainteresować.
- Ty! Mały, biały w sweterku! - jeśli to było do mnie to się chyba kurwa rozpłaczę! Nie po to uciekałem, żeby jakieś inne oszołomy zaczęły za mną latać. Odwróciłem się jednak, bo nigdy nie wiadomo jak zareaguje chory człowiek gdy się na niego nie zwróci uwagi.
- Czego chcesz? - spytałem nader sympatycznie. Przede mną stał chłopak mniej więcej mojego wzrostu. Jedno oko miał zasłonięte, szkoda, że tylko jedno...
- Pójdziesz ze mną! - aha lecę. Już urosły mi skrzydła.
- Z jakich powodów mam z tobą iść? - sam nie wiem czemu zapytałem. Po głębszym zastanowieniu dalej nie wiedziałem, więc nie było sensu zastanawiać się dalej.
- Pokażę ci krainę, której jeszcze nie widziałeś! - chyba byłem strasznym gnojem w poprzednim życiu, że teraz mnie tak męczą.
- Wybacz, ale dopiero, co uciekłem z takiej krainy. Nie mam zamiaru wmieszać się w jakąś sektę. Na razie – mam nadzieję, że teraz się odczepi.
- Wiem, że jesteś sługusem Aidy. Jeśli nie pójdziesz ze mną, mogę w każdej chwili powiedzieć, gdzie znajduje się jego nieposłuszna dziwka. - i miłego, małego chłopca diabli wzięli.
- A kto mówił, że nie chcę iść? Ja tylko żartowałem... - znowu wpakowałem się w jakieś gówno! Dlaczego zawsze ja?! Czemu nie jestem jakimś tam dzieckiem szczęścia?! Chyba zaraz się rozpłaczę.
- Świetnie! Jestem Koki. Ty nie musisz się przedstawiać, wiem kim jesteś. Dopóki nie znajdziesz swojego pana, to ja będę się tobą opiekował. - boję się tego chłopaka. Ma w sobie coś strasznego. Chociaż nie wygląda. E, zaraz. O co chodzi z tą całą opieką i panem?!
- Co takiego?
- Wyjaśnię ci wszystko po drodze. Nie masz się czego bać! - za dużo entuzjazmu z niego bucha. Koki prowadził mnie jakimiś korytarzami tunelami i Bóg wie czym tam jeszcze. W końcu doszliśmy do strasznie dziwnego miejsca. Nie wiem nawet, jak mam to opisać. To wyglądało na jakąś organizację, która działa w podziemiach i to dosłownie.
- Gdzie my jesteśmy? - spytałem przestraszony. Niektórzy wyglądali naprawdę nieprzyjaźnie.
- To tutaj zebrały się wszystkie osoby, którą chcą obalić rządy dzielnicowych. Ukrywamy się przed nimi w podziemiach. Gdyby nas teraz znaleźli bez wątpienia większość by pozabijali. Nie martw się, nie wygląda to jednak tak strasznie. Jesteśmy tutaj jedną wielką rodziną i oczywiście, jak to w rodzinie bywa są pomiędzy nami małe zgrzyty, ale nasz wódz wszystko łagodzi. - ja pierdole. Po jaką cholerę ja uciekałem?! Przecież, jak oni znajdą to miejsce, to ja pierwszy pójdę odstrzału!
- A... - na tyle było mnie stać.
- Właśnie, muszę cię przedstawić mojemu opiekunowi! Ja też niedawno byłem nowy. Naprawdę nie masz się czym martwić – a czy ja wyglądam jakbym był zmartwiony?! Ja jestem załamany!
- Ale ja się nie martwię... - będę płakać i to zaraz. Moja tymczasowa niania złapała mnie za rękę i zaczęła biec w stronę jakiegoś mężczyzny.
- To jest Haruki! Haruki jest moim opiekunem – ja jestem ciekaw, co on wyprawia w łóżku z tym swoim opiekunem. Na pewno nie są to tylko stosunki na zasadzie pan – podwładny.
- Jestem Jun Kimura – tylko tyle nauczyła mnie moja matka, przedstawiać się nieznajomym. Często musiałem to robić, kiedy byłem w domu.
- Miło mi cię poznać Jun. Mam nadzieję, że szybko się u nas zadomowisz – ukłonił się lekko, odwrócił się i poszedł. A ja? Ja zostałem zaprowadzony do mojego nowego pokoju i tam z niesamowitym zainteresowaniem przyglądałem się pustej ścianie.