środa, 29 sierpnia 2012

17. Dzielnice

Mam na imię Jun. Konkretniej to Jun Kimura. Chociaż nie wiem komu potrzebne by były moje dane personalne. Aktualnie mój status niewolnik-prostytutka, zmienił się na rebeliant (jeszcze nie wiem, czy prostytutka). Chociaż gdyby nie to, że nie mam na to najmniejszej ochoty dalej mógłbym się szkolić w moim zawodzie prostytutki. Sam nie wiem, gdzie było gorzej. Tutaj jestem od paru dni i nikt nie zwraca na mnie uwagi! Jakoś nieszczególnie mi to przeszkadza, ale mój opiekun mówił coś innego. Ja narzucać się nie będę. Poza tym, wszystko mi tutaj przeszkadza. Chciałbym teraz radośnie merdać ogonkiem, ale nie mogę. Chciałbym, ale nie mogę. Utknąłem w jakimś pieprzonym labiryncie. A tak w ogóle, to nie poznałem jeszcze tego szefa. Szefa całej tej pieprzonej maskarady! Za dużo tutaj niewiadomych. Poza tym, mój opiekun mnie totalnie olał. Powiedział, że w ogóle nie jest zadowolony z tego, iż musi mnie niańczyć. Mam sam sobie radzić. Widzieliście kiedyś coś takiego?! Nie mam pojęcia gdzie wolno mi wchodzić, gdzie nie, od kogo mam się trzymać z daleko, a od kogo nie. Szlag by to! Wracam do Aidy. Po jaką cholerę mnie tu zabierali, skoro nikt się mną nie interesuje... Jestem zrozpaczony. Wszystko byłoby ok, gdybym wiedział jak się stąd wydostać. Niech ktoś się mną zaopiekuje... Wystarczyłoby nawet małe „puk, puk”. Wtedy ja bym zapytał:
- Kto tam?
- Jedzenie – o tak! Chodzące jedzenie, o tym właśnie marzę. Nie jadłem nic od rana, a już wieczór.
- Wejść! - Zaraz, zaraz. To się dzieje naprawdę. A nie tylko w mojej wyobraźni! Tak, tak, tak! Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się cieszyłem, myśląc o tak banalnej rzeczy.
- Co tak ostro braciszku? - spytała jedna z dziewczyn. Już wyjaśniam. Były dwie. Zacząłem nawet myśleć, że przez ten głód widzę podwójnie. Były identyczne! Jak dwie krople wody. Taka sama twarz i figura, uczesanie także. Trochę inaczej były ubrane, ale to chyba jedyne, co je różniło. Tak więc, siedziałem nieruchomo i wpatrywałem się w nie jak w obrazek. Z osłupienia wyrwała mnie jedna z bliźniaczek. Upadła z MOIM jedzeniem, tuż przed MOIMI nogami i pobrudziła MOJE buty! Pierwszy raz w życiu obudziły się we mnie tak mordercze instynkty. Ta od „braciszka” podbiegła do tej pieprzonej niezdary i zaczęła się nad nią rozczulać. Dialog brzmiał mniej więcej tak:
- Kochanie! Nic ci nie jest? - jak jakaś zakochana parka! Niedobrze się robi. I na tą opinię w ogóle nie wpłynęło jedzenie na moich butach!
- A, to nic takiego. Tylko się potknęłam – uśmiechnęła się tak ładnie, że miałem ochotę napluć jej w twarz. Moja kolacja!
- Powiedz moja droga, jak można potknąć się o własne nogi? - spytała zrezygnowana siostrzyczka. Czy one w ogóle pamiętają o tym, że ja też tu jestem? Najbardziej zrezygnowaną osobą jest chyba moja własna...
- Przepraszam...Zawsze potykam się w najmniej odpowiednich momentach – rozpłakała się. To ja tu jestem poszkodowany! Ja, ja, ja! To mnie powinna przepraszać! Zaraz ja też się rozpłaczę...
- Moje jedzenie – zawyłem nie zdając sobie z tego sprawy. Oczywiście zorientowałem się, że to powiedziałem, bo od razu na mnie popatrzyły. Już szykowałem się na to, że dostanę opieprz, za przerwanie tej ckliwej rozmowy, ale nie. Podeszły do mnie i przytuliły się. Po czym powiedziały jednocześnie:
- Biedactwo! Isei cię zostawił – po raz kolejny wpadłem w osłupienie.
- Jak widać – nie dam się im! Na pewno nie zamilknę! Chcę jeść!
- Jestem Okichi, inaczej 02.
- 02... - znowu osłupienie.
- A ja Okiku, inaczej 01.
- 01... - znowu powtórzyłem.
- Widzę, że nie wiesz, o co chodzi – odezwała się Okichi, inaczej 02. Mam tak do niej mówić?
- Nikt przy normalnych zmysłach nie wiedziałby, o co chodzi.
- O rany! Masz rację! - odkrywcze, nie ma co.
- Więc? Dowiem się? - tym razem pierwsza otworzyła usta Okiku, inaczej 01.
- Jesteśmy do siebie tak podobne, że kazali nam wytatuować sobie na ramionach 01 i 02 – to ja chciałbym zobaczyć ich nagrobek. Kupa śmiechu! Tu leżą 01 oraz 02, masakra jednym słowem.
- A... - rozmowny jestem, nie ma co.
- Właśnie! Ty przecież nic nie jadłeś! - nareszcie! Normalnie kocham cię 02!
- Raczej – oczywiście bez zbędnego entuzjazmu.
- Chodź na stołówkę. W zasadzie miałyśmy cię dzisiaj jeszcze nie wypuszczać z pokoju, ale chyba nic się nie stanie – tak! 01 też kocham. Takim oto sposobem wkroczyłem na dużą stołówkę, pełną przepięknych zapachów. Tak! Teraz czuję się jak w niebie. Au! Wpadłem na kogoś. Kolejnej przeszkody na drodze do jedzenia nie zniosę!
- Jak łazisz frajerze?! - spytałem niezbyt grzecznie. Nie wiedząc czemu, na całej sali nastała przeraźliwa cisza, a oczy wszystkich zebranych skierowały się w moją stronę. Jakby na to nie spojrzeć, znowu wdepnąłem w niezłe gówno.

1 komentarz: