- Kto tam?
- Jedzenie – o tak! Chodzące jedzenie, o tym właśnie marzę. Nie jadłem nic od rana, a już wieczór.
-
Wejść! - Zaraz, zaraz. To się dzieje naprawdę. A nie tylko w mojej
wyobraźni! Tak, tak, tak! Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się
cieszyłem, myśląc o tak banalnej rzeczy.
-
Co tak ostro braciszku? - spytała jedna z dziewczyn. Już wyjaśniam.
Były dwie. Zacząłem nawet myśleć, że przez ten głód widzę podwójnie.
Były identyczne! Jak dwie krople wody. Taka sama twarz i figura,
uczesanie także. Trochę inaczej były ubrane, ale to chyba jedyne, co je
różniło. Tak więc, siedziałem nieruchomo i wpatrywałem się w nie jak w
obrazek. Z osłupienia wyrwała mnie jedna z bliźniaczek. Upadła z MOIM
jedzeniem, tuż przed MOIMI nogami i pobrudziła MOJE buty! Pierwszy raz w
życiu obudziły się we mnie tak mordercze instynkty. Ta od „braciszka”
podbiegła do tej pieprzonej niezdary i zaczęła się nad nią rozczulać.
Dialog brzmiał mniej więcej tak:
-
Kochanie! Nic ci nie jest? - jak jakaś zakochana parka! Niedobrze się
robi. I na tą opinię w ogóle nie wpłynęło jedzenie na moich butach!
- A, to nic takiego. Tylko się potknęłam – uśmiechnęła się tak ładnie, że miałem ochotę napluć jej w twarz. Moja kolacja!
-
Powiedz moja droga, jak można potknąć się o własne nogi? - spytała
zrezygnowana siostrzyczka. Czy one w ogóle pamiętają o tym, że ja też tu
jestem? Najbardziej zrezygnowaną osobą jest chyba moja własna...
-
Przepraszam...Zawsze potykam się w najmniej odpowiednich momentach –
rozpłakała się. To ja tu jestem poszkodowany! Ja, ja, ja! To mnie
powinna przepraszać! Zaraz ja też się rozpłaczę...
-
Moje jedzenie – zawyłem nie zdając sobie z tego sprawy. Oczywiście
zorientowałem się, że to powiedziałem, bo od razu na mnie popatrzyły.
Już szykowałem się na to, że dostanę opieprz, za przerwanie tej ckliwej
rozmowy, ale nie. Podeszły do mnie i przytuliły się. Po czym powiedziały
jednocześnie:
- Biedactwo! Isei cię zostawił – po raz kolejny wpadłem w osłupienie.
- Jak widać – nie dam się im! Na pewno nie zamilknę! Chcę jeść!
- Jestem Okichi, inaczej 02.
- 02... - znowu osłupienie.
- A ja Okiku, inaczej 01.
- 01... - znowu powtórzyłem.
- Widzę, że nie wiesz, o co chodzi – odezwała się Okichi, inaczej 02. Mam tak do niej mówić?
- Nikt przy normalnych zmysłach nie wiedziałby, o co chodzi.
- O rany! Masz rację! - odkrywcze, nie ma co.
- Więc? Dowiem się? - tym razem pierwsza otworzyła usta Okiku, inaczej 01.
-
Jesteśmy do siebie tak podobne, że kazali nam wytatuować sobie na
ramionach 01 i 02 – to ja chciałbym zobaczyć ich nagrobek. Kupa śmiechu!
Tu leżą 01 oraz 02, masakra jednym słowem.
- A... - rozmowny jestem, nie ma co.
- Właśnie! Ty przecież nic nie jadłeś! - nareszcie! Normalnie kocham cię 02!
- Raczej – oczywiście bez zbędnego entuzjazmu.
-
Chodź na stołówkę. W zasadzie miałyśmy cię dzisiaj jeszcze nie
wypuszczać z pokoju, ale chyba nic się nie stanie – tak! 01 też kocham.
Takim oto sposobem wkroczyłem na dużą stołówkę, pełną przepięknych
zapachów. Tak! Teraz czuję się jak w niebie. Au! Wpadłem na kogoś.
Kolejnej przeszkody na drodze do jedzenia nie zniosę!
-
Jak łazisz frajerze?! - spytałem niezbyt grzecznie. Nie wiedząc czemu,
na całej sali nastała przeraźliwa cisza, a oczy wszystkich zebranych
skierowały się w moją stronę. Jakby na to nie spojrzeć, znowu wdepnąłem w
niezłe gówno.
Brawo dla Jun po raz setny.
OdpowiedzUsuńEch ;-;