środa, 29 sierpnia 2012

9. Dzielnice

 Jedyny problem polega na tym, że nie mam pojęcia, jak się zemścić. Oczywiście nie mam zamiaru poniechać mojego genialnego planu, który jeszcze nie istnieje. W zasadzie tylko idiota myślałby nad tym, jak zemścić się na Seijim. Niewątpliwie, ja zaliczam się do tej szeroko uprzywilejowanej grupy. Na początek muszę go dokładniej poznać. Wrogów trzyma się blisko. Wywiad nie wchodzi w grę. Jestem prawie pewien, że jakoś by się o tym dowiedział i zaczął zadawać pytania. Wychodzi na to, że sam muszę go obserwować. Będzie ciężko, ponieważ nie mam pojęcia gdzie teraz przebywa. Chyba się przejdę, może przypadkiem na niego wpadnę. Oczywiście zabłądziłem. Jakby mogło być inaczej?! Łażę po tym cholernie wielkim budynku już od godziny. Najgorsze jest to, że nie ma kogo zapytać o drogę. Pusto tu jakoś i nieco strasznie. Od razu przypominają mi się wszystkie oglądnięte horrory. Nie jestem specjalnie strachliwy, tylko teraz jakoś się boję. Przecież nie zacznę się drzeć o pomoc. Chociaż to nie takie całkiem złe wyjście. Lepsze niż żadne. Na nic mądrzejszego nie stać mnie w tej chwili. Jednak istniej jeszcze jedno wyjście. Zaglądnąć do jednego z pokoi. Niewiele myśląc szarpnąłem za jakąś klamkę i drzwi otworzy się. Było ciemno, ponuro. Świeciła się tylko jedna lampka. W kącie siedziała, jakaś bliżej nieokreślona postać, która w gruncie rzeczy niewiele mnie interesowała. Ja natomiast zainteresowałem się nią na tyle, iż mogłem stwierdzić, że jest to kobieta.
- Jak mogę się stąd wydostać? - spytałem z nadzieją, że mi odpowie. Stałem tak przez dłuższą chwilę, czekając na odpowiedź.
- Nie lubię rozmawiać.
- Ja też i nie mam zamiaru nawiązywać z tobą, jakiejś gorącej konwersacji. Po prostu, chcę się stąd wydostać! - nie wiem dlaczego, ale przestałem nad sobą panować. Tak po prostu.
- Tam są drzwi. - pokazała bezwiednie ręką, wzroku jednak nie oderwała od tego, czemu przyglądała się od mojego wejścia.
- Wiem, jak wyjść z pokoju. Nie wiem tylko, jak trafić do drzwi wyjściowych tego budynku. - starałem się być nieco spokojniejszy. Co mi za cholerę nie chciało wyjść. Jakoś wszyscy tutaj działają mi na nerwy.
- Masz ze sobą problemy.
- Nie pytałem o zdanie, na mój temat. - cały czas wpatrywała się w jedno miejsce. Co ona zobaczyła tam takiego, do cholery?!
- Więc wyjdź.
- Mówiłaś na początku, że nie lubisz rozmawiać.
- Lubię, ale nie potrafię. - nie rozumiem. Chyba coś jest ze mną nie tak. Jestem pewny tego, co usłyszałem.
- Fajnie. Wiesz, jak stąd wyjść?
- Jesteś jak dziecko. Nienawidzę takich, jak ty, jednocześnie im zazdroszcząc. - atmosfera zaczynała robić się nieco dziwna. Dziewczyna nie wpatrywała się już w ścianę. Swój wzrok przeniosła na mnie. Jednak nie patrzyła mi w oczy, tylko na klatkę piersiową. Jakby jej niewidoczny punkt przeniósł się na mnie. Bardzo, ale to bardzo nie podobało mi się to.
- Możliwe, że tak jest. Jednak nie wiedzę w tym powodu do zazdrości! Czasami gadam same głupoty. Więc, co cię w tym tak kręci?
- To, że mówisz, rozmawiasz. Wyjdź proszę. Męczysz mnie.
- Nawzajem! - wyszedłem stamtąd wielce oburzony. Jakaś panienka, która mnie w ogóle nie zna, nie będzie mi mówić, że ją męczę. Chociaż jakby nad tym głębiej pomyśleć, to ja zachowywałem się tak w stosunku do wszystkich tutaj poznanych. W trakcie moich „wielkich” rozważań wpadłem na coś, raczej na kogoś. To „kogoś” było łudząco podobne do Aidy, złego Aidy. Z uporem maniaka udawałem, że na niego nie wpadłem i próbowałem iść dalej. Próbować zawsze można, jak zwykło się mówić.
- Co robisz w tej części budynku? – zabrzmiał głos wielkiego, boskiego Seijiego.
- Sprawdzam kanalizację. - mniejsza z tym, że to perfidne kłamstwo. Przecież on nie musi tego wiedzieć, chociaż i tak pewnie wie, ale wolę pozostać przy nadziei, że jednak nic nie wie.
- Słucham? - a teraz bawimy się w telefon. Halo? Czy tu centrala? A, to przepraszam.
- A, nie ważne. Tak mi się tylko wyrwało.
- Coś ci się ostatnio za często wyrywa. Chodź ze mną.
- Już idę... - chęci i „energia” normalnie ze mnie buchały. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak powoli szedłem. Aida, jakoś tak dziwnie szybko się oddalał.
- Jeśli nie ruszysz swojego tyłka, to będę cię prowadził trzymając za włosy. Ciekawy jesteś, jakie to uczucie? - ten koleś potrafi niezwykle szybko motywować ludzi. Już po sekundzie szedłem grzecznie przy jego nodze, jak szkolony piesek. Aż mi się rzygać zachciało. Zrobiłem się jakiś ugodowy i to mi właśnie nie pasowało. Jakoś doszedłem do celu, niezmiernie brzydzą się swoją osobą. Wszedłem do pokoju, w sadzie nie mam pojęci dlaczego mnie tu za sobą przytargał.
- Gdzie my jesteśmy? - spytałem z czystej ciekawości.
- W moim pokoju. - nie dobrze...
- A po co, ja tutaj? - drążyłem dalej.
- Zrelaksuj mnie. - co za absurdalne polecenie! Niby jak mam to zrobić?! Zatańczyć i zaśpiewać?! Chyba go pojebało.
- Dokładnie, co masz na myśli? - tylko spokojnie.
- Relaks.
- Całkiem sympatycznie... - wyrwało mi się, a na mojej twarzy w tym czasie wymalował się „przepiękny” grymas. Co w ogóle nie uszczęśliwiło Aidy. Wielka szkoda, bo to w tej chwili jedyne, na co mnie stać. Seiji położył się na łóżku i gestem ręki pokazał, żebym zrobił to samo. Nie ma szans, na pewno się na to nie zgodzę. Chociaż dobrze wiem, że i tak tam wyląduję. Pytanie tylko, czy po dobroci, czy przymusem. Stawiałbym raczej na to drugie.
- Już! - wrzasnął na mnie. Dosyć nie pewnie położyłem się obok. Leżałem sztywno, jak kłoda. Prawie nie oddychałem. Seiji zrobił coś, co mnie bardzo zdziwiło. Mianowicie przytulił się do mnie i zasnął! Najzwyczajniej w świecie zasnął! Niewiele myśląc wtuliłem się w jego klatkę piersiową. Była tak przyjemnie ciepła, że i ja zrobiłem się senny.

2 komentarze: