- Isao...
- Hm?
- Chciałbym się czegoś dowiedzieć...
- Hm? - no tak jak zwykle rozgadany.
-
Po co było to wasze spotkanie? Bo chyba nie dla przyjemności – a jeśli
jednak dla przyjemności, to się zdziwię. Chociaż, jakby to przemyśleć,
to dzielnicowi jakoś inaczej odczuwają przyjemność, niż inni ludzi.
-
W sprawie rebeliantów – o, to już coś ciekawego. Jeśli mam się czegoś
dowiedzieć, to tylko od Ito. Aida by mi nigdy nie powiedział, o co
chodziło.
- Rebeliantów? To znaczy... -
mam nadzieję, że za bardzo nie naciskam. Jakoś nieszczególnie zależy mi
na tym, by i jego zdenerwować. Ito doprowadzony do szału, to mogłoby
być ciekawe. Jednak ja nie chciałabym być tą osobą, która by tego
dokonała.
- Wiemy jak się ich pozbyć. Jiro przekazywał nam wszystkie wiadomości – coś tu jest pogmatwane.
- Ale przecież on jest dzielnicowym! To jak? W jaki sposób?
- Ehhh, Jun męczysz mnie.
-
Tak wiem. Zdaję sobie sprawę z tego, że dla ciebie wypowiedzenie więcej
niż jednego zdania, to już potworna mordęga, jednak mógłbyś się czasami
wysilić! - chyba powinienem był się powstrzymać. Nie wiem dlaczego
wszelkie istniejące we mnie hamulce nagle puściły. Jedno było pewnie. W
nim też. Wzrok, który wbił się we mnie był okropnie przerażający. Żadne
słowa nie byłby w stanie opisać, tego co poczułem. W jednej chwili
poczułem się, jakby ktoś mnie opluł, przewrócił, wytarzał w kałuży i na
dodatek przepędził przeze mnie stado słoni. Prościej mówiąc, poczułem
się skończony.
- Ty...
-
Przepraszam! - padłem na kolana i głową dotknąłem podłogi. Teraz to
słowo mógłbym powtórzyć milion razy, gdyby to coś pomogło. Jednak
wiedziałem, że nic z tego...
-
Denerwujesz mnie i jeszcze masz czelność mi przerywać – słyszałem, jak
powoli do mnie podszedł. Złapał za bluzę i lekko pociągnął, dając mi tym
samym do zrozumienia, że mam się podnieść. Zrobiłem, tak jak chciał.
Naprawdę teraz wolałbym, żeby stał przed mną Seiji. Dlaczego? Ano
dlatego, że po zdenerwowanym Isao nie wiedziałem czego się spodziewać.
Gdyby nie moja niewyparzona gęba, nigdy by do tego nie doszło.
- Przepraszam – wymamrotałem jeszcze raz.
- Dobrze – i to wszystko? Coś mi się nie chce wierzyć.
Ito
zaprowadził mnie do jednego ze swoich pokoi. Na to byłem przygotowany.
Logiczne było, że do kuchni mnie nie zaprowadzi. Chociaż różne
odchylenia mają ludzie... Wracając do mojego rozgadanego kolegi.
Rozsiadł się wygodnie na łóżku i popatrzył na mnie. O bogowie! Nie to,
że nie wiedziałem, że będę musiał to zrobić, nawet się nie bałem.
Jedynie problem w tym tym, że nie chciałem. Ja chyba za bardzo
przywiązałem się do Seiji'ego. Rzeczywiście byłem masochistą. Jednak
jakoś niespecjalnie przeszkadzało mi to, że ktoś trzymał mnie twardą
ręką. Chodzi o to, że w dzieciństwie nikt tego nie robił. I jakoś tak
się do niego przywiązałem. Oczywiście nie postrzegałem go, jako mojego
ojca! To już by było nieco chore...
Popatrzyłem błagalnym wzrokiem na dzielnicowego.
- Ja nie mogę.
- Dlaczego? - a już myślałem, że nie spyta. Ten koleś podejmuje wątek tylko wtedy, gdy jemu to odpowiada.
- Po prostu – jakoś tak głupio było powiedzieć, że to przez Seiji'ego. Może tyle mu wystarczy, chociaż wątpię.
- Aida?
- Słucham?
- Czy powodem jest Aida? - brawo, niczego nie potrafię ukryć. Zrobiłem się cały czerwony i tylko lekko kiwnąłem głową na zgodę.
-
Więc przegrałem. Miki odprowadzi cię do domu – przegrał? Niby mnie? A
nie miałem tu przypadkiem być tydzień? O co w tym wszystkim chodzi? Oni
pewnie znowu coś sobie ukartowali za moimi plecami! Jak zwykle, ja
przecież nie muszę o wszystkim wiedzieć. Standardowe zachowanie
dzielnicowych. Oni się chyba nigdy nie zmienią, powinienem już do tego
przywyknąć.
- Ale jak to? Ja nic z tego nie rozumiem – bo nie rozumiałem!
-
Seiji ci wszystko wyjaśni. Możesz już iść – iść gdzie, przepraszam
bardzo! Ja się zgubię w tym wielkim domu! Będę błądził po tym piekle, aż
jakieś krwiożercze bestie mnie nie pożrą. Ale co zrobić? Odwróciłem się
i pociągnąłem za klamkę. Oh, moim oczom ukazał się jakże przystojny pan
Miki.
- Daj mi rękę – powiedział
niezwykle łagodnie. Byłem nim zbyt oczarowany, by odmówić. Nikt przy
zdrowych zmysłach nie odmówiłby takiemu przystojniakowi. Zabrał mnie od
Isao i wyprowadził na dwór.
- Mam małe pytanie – nie wyglądał na takiego, co za zadane pytanie ma zamiar zabić.
- Hm, co takiego? - uśmiechnął się do mnie lekko. Błagam zostań moim bratem!
- O co tutaj w ogóle chodzi? Bo chyba się zgubiłem...
- O nic nadzwyczajnego. Takie zagrywki między Aidą a Ito. Nie powinieneś się tym zbytnio przejmować.
-
Ale ja chcę wiedzieć. Bo jakby na to nie spojrzeć, to ja zostałem
wplątany w te ich zagrywki – naburmuszyłem się lekko. No bo, jak mógł
powiedzieć, że nie powinienem się tym przejmować. Bez przesady...
-
Nie wiem czy mogę ci powiedzieć. Jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć, to
po prostu spytaj Siji'ego – więcej już nie rozmawialiśmy. Szliśmy, tak
szliśmy, w milczeniu. Jego dłoń była niezwykle delikatna. W ogóle biła
od niego niezwykle spokojna aura. Czułem się przy nim niesamowicie
spokojnie. W końcu doszliśmy do miejsca, gdzie czekał na mnie Aida.
Widziałem, jak uśmiecha się do mnie tryumfalnie. Mam nadzieję, że
chociaż on nie będzie owijać w bawełnę.
-
Dzięki Minoru. Teraz ja się nim zajmę - „mój brat” uśmiechnął się do
niego, chociaż nie wiem jak można się do niego uśmiechać, i poszedł
sobie. Ja za to popatrzyłem pytająco na dzielnicowego.
- Co chcesz wiedzieć?
- Skąd wiesz, że coś chcę?
-
Jakbym cię nie znał. Więc pytaj, póki mam ochotę odpowiadać – no tak,
to on rozdaje karty. Prawie o tym zapomniałem. Jakby czasami był milszy,
to by nie umarł.
- Chcę wiedzieć
wszystko. O co chodziło Ito i co z rebeliantami. Wszystko, chcę żebyś
wszystko mi wytłumaczył! - miałem już dość tej niepewności.
-
A więc o rebeliantach też wspomniał. A myślałem, że mało mówi...Może
zacznę od tego, że miałeś wybrać mnie albo jego. Pozwoliłem mu cię
zabrać tylko po to, by się w końcu dowiedzieć, co ci siedzi w głowie. I
jak widać wygrałem. Nie mogłeś z nim nic zrobić przeze mnie, prawda? -
nie musiał się do mnie tak bezczelnie uśmiechnąć. Widziałem, że się
cieszył. Bo jakby na to nie spojrzeć nie należał do osób, które w
spokoju przyjmowały do wiadomości porażkę.
- Chodziło tylko o to?
- A powiedziałbyś mi, którego wolisz, gdybym spytał wprost?
- Nigdy w życiu! - to dalej było dla mnie zbyt krępujące.
- No widzisz – pogłaskał mnie po głowie. Popsuł mi całą fryzurę, chociaż w gruncie rzeczy i tak wyglądałem jak rozczochraniec.
-
A co z rebeliantami? - spytałem już mniej pewnie. Bo skąd miałem
wiedzieć, czy mój limit zadawania pytań się już przypadkiem nie
wyczerpał?
- Już nie będą nam
przeszkadzać, nigdy więcej – wyszeptał mi do ucha. Po moim ciele spłynął
przyjemny dreszcz. W zasadzie jakoś niespecjalnie interesowały mnie ich
losy. Do nikogo się nie przywiązałem. Nie pytałem już o nic więcej, nie
było sensu. Aida przyciągnął mnie do siebie i pocałował niezwykle
delikatnie. Jak chciał, to potrafił. Nie protestowałem, jak dla mnie ta
chwila mogłaby trwać wiecznie. W końcu zdałem sobie sprawę z tego, do
kogo należałem. Chociaż trwało to niesamowicie długo.
KONIEC