środa, 29 sierpnia 2012

25. Dzielnice

Oparłem się o umywalkę i spuściłem głowę. Nie nie miałem pojęcia, jak wrócić do poprzedniego stanu. Tym bardziej, że za każdym razem gdy popatrzyłem na drzwi robiłem się czerwony. Coś strasznego. Odkręciłem kran i przemyłem twarz zimną wodą, aż mnie gęsia skórka przeszła. Jednak nic nie pomogło. Powtórzyłem ten zabieg z jakieś pięć razy i dalej nic. Zachowywałem się jak jakaś zakochana nastolatka. Jednak musiałem w końcu wyjść z tej łazienki. Zrobiłem niecałe trzy kroki, a drzwi otworzyły się z wielkim impetem. Jednak ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem w nich tą straszną dzielnicową. Mira, jeśli dobrze zapamiętałem. Nie zdążyłem nawet mrugnąć, a to babsko już stało trzy milimetry ode mnie.
- Co robiłeś tu z Ito?! - uważaj bo ci powiem.
- Nic, co mogłoby cię zainteresować – odburknąłem jej od niechcenia. Ta rozmowa w ogóle nie była mi na rękę. A czułem, że jeśli za minutę stąd nie wyjdę, to Aida się po mnie pofatyguje.
- Myślisz, że nie wiem?!
- To po cholerę pytasz? - nigdy nie zrozumiem kobiecej psychiki. Nie i już.
- Całowałeś się z nim! Widziałam te twoje maślane oczka, jak tu weszłam! - ha! On jest o niego zazdrosna. Ale i tak nie ma ze mną szans. Nie to, że sobie schlebiam. Po prostu takie chude i szkapowate kobiecisko nie mogłoby interesować Isao.
- Maślane powiadasz? To pewnie od tego, że zobaczyłem swoje odbicie w lustrze – bardzo narcystycznie mi to wyszło, ale nie miałem ochoty przedłużać tej rozmowy. Naprawdę była wściekła. Chciałem się w porę ewakuować. Ominąłem ją i prawie spokojnie wyszedłem. Bo wyszedłem. Tyle, że nie spokojnie. Ta cholerna szkapa popchnęła mnie i ja oczywiście potknąłem się o własne nogi. Wylądowałem twarzą do podłogi. Coś strasznego gdy nie widzi się wroga. Poczułem jak położyła mi nogę na plecach i zaczęła dociskać do ziemi. Nie mogłem się ruszyć! Niech mi ktoś pomoże!
- Puszczaj ty nawiedzona, napalona, wychudzona kobieto! - chyba trochę przesadziłem...
- Ty bezczelny gnoju! Nie będziesz tak do mnie mówił! - docisnęła mnie jeszcze bardziej. Miałem wrażenie, że zaraz połamie mi kręgosłup. Na moje szczęście trochę spasowała a ja skorzystałem z okazji, złapałem ją za kostkę i pociągnąłem. Upadała na tyłek. Lekko zawyła z ból. Jednak to nie wystarczyło żeby poskromić tę dziką bestię. Skoczyła na mnie i znowu ja byłem na dole. Czy aby na pewno jestem facetem? Bo wyciągając pewnie wnioski mógłbym rzec, że przez prawie całe życie byłem pod kimś. A przynajmniej od czasu poznania Aidy. Ale mniejsza z tym. To cholerstwo zaczęło mnie dusić! Niewiele myśląc, jak to ja, wbiłem jej pazury w rękę. Kiedy mnie puściła, to jeszcze ją ugryzłem i jakimś cudem wyczołgałem się spod niej. Pędem ruszyłem w kierunku drzwi. W momencie kiedy pociągnąłem za klamkę, ona rzuciła się nam nie i znowu wylądowaliśmy na podłodze. Z taką tylko różnicą, że tym razem byliśmy już w tym pomieszczeniu, gdzie przesiadywali dzielnicowi. Miałem nadzieję, że ktoś ją w końcu ze mnie ściągnie!
Zobaczyłem jak Seiji się po ruszył i już po chwili zrobiłem mi się lżej. Dużo lżej.
- Nie wiesz, że moich rzeczy się nie dotyka? - wysyczał do niej z takim jadem, że aż się przeraziłem. I mniejsza z tym, że nazwał mnie rzeczą. Przywykłem do przedmiotowego traktowania, chyba.
Wczołgałem się na kanapę i odetchnąłem z ulgą. Przynajmniej do czasu, gdy nie zorientowałem się, że siedziałem obok Ito. O matko! Bylebym się tylko czerwony nie zrobił.
Do naszych uszu dobiegł nagle przeraźliwi jęk tej kobiety. Popatrzyłem na Max'a. W końcu to jego siostra. Nic nie zrobi?
- Co się tak gapisz? Jak ja ci się dobiorę do dupy, to ci nawet Aida nie pomoże – no jakbym nie wiedział. I oczywiście najlepiej by było, jakbym siedział cicho, ale po prostu nie mogłem.
- Nie byłby potrzebny, nawet średnio rozgarnięty inwalida by sobie z tobą poradził – widocznie ja byłem niżej nawet od takiego inwalidy, bo sobie rady z Max'em nie dałem. Ale co tam. Popatrzyłem na niego z tryumfem wymalowanym na twarzy. Standardowo jego wzrok mógłby zabić. Ale na szczęście to tylko wzrok i nic więcej.
- Strasznie wyszczekany dzisiaj jesteś – wtrącił się Jiro. Już nie będę, tylko niech on wyłączy się z tej rozmowy. W momencie gdy miałem coś odpowiedzieć wszedł Seiji, oczywiście bez Miry. Ciekawe co się z nią stało...
- Ty, utemperuj trochę tego swojego szczeniaka – odezwał się Morri.
- Może ktoś chce mnie wyręczyć? Ja jestem już zmęczony – popatrzył na mnie szczęśliwy. Normalnie miałem ochotę wydrapać mu te oczka. Przysięgam, że kiedyś to zrobię!
- Ja mogę – usłyszałem głos zza pleców i aż mnie ciarki przeszły. Nie odwróciłem się, wiedziałem kto to powiedział. I to była chyba dla mnie najlepsza opcja. Chociaż wolałbym żeby nikt nie podejmował tego zadania. Ito pociągnął mnie lekko za koszulkę, na znak tego, że mam wstać. Oczywiście wykonałem polecenie bez najmniejszych oporów. Gdy wychodziliśmy Seiji rzucił tylko jeszcze jedno zdanie.
- Najpóźniej masz mi go oddać za tydzień – to wszystko. Isao nawet nie odpowiedział. Po prostu wyszliśmy. Poprowadził mnie do wyjścia. Chwilę później siedzieliśmy w jego limuzynie. Byłem spięty jak cholera, on natomiast był całkiem wyluzowany. Tak mi się przynajmniej wydawało, bo zawsze wyglądał tak samo.
- Dlaczego mnie stamtąd zabrałeś? - nie mogłem znieść tej ciszy.
- Nie wiem – a co? Ja mam wiedzieć?
- A jakoś tak bardziej konkretnie? - na niego jak się nie naciśnie to nic nie powie. Popatrzył na mnie złowieszczo. Tak, on też potrafi.
- Już powiedziałem – o dziękuję. Właśnie o taką odpowiedź mi chodziło. W pełni mnie usatysfakcjonowała. Do jasnej cholery, normalnie kupię mu ten słownik żeby miał większy zasób słów!
- Kim był ten koleś z długimi włosami? - szybka zmiana tematu, bo go chyba zdenerwowałem.
- Minoru Miki – a coś więcej? Nie wywróżę sobie z jego nazwiska jaką jest osobą. Nie potrafię.
- I? - dlaczego to ja muszę prowokować jakąkolwiek rozmowę?
- Spodobał ci się? - chyba zrobiłem się czerwony.
- Nie o to spytałem – ledwo co to wyjąkałem. Ten koleś jest straszny. Zawsze musi trafić w sedno sprawy.
- Chyba przez najbliższy tydzień będę zmuszony pokazać ci, kto z nich jest najlepszy – po tych słowach moje oczy zrobiły się tak duże jak zakrętki od słoików a szczęka opadła po kostki. Nigdy nie podejrzewałbym, że Isao może być o mnie zazdrosny w tak otwarty sposób. Albo tylko tak mi się wydawało.

1 komentarz: